Dzisiaj dzień pełen wrażeń. Ważny dzień. Nie chciało mi się iść do pracy, ponieważ moje zmęczenie sięgnęło zenitu. Płakać mi się chciało i jak mała dziewczynka, której rodzice każą sprzątać pokój, buntuje się, tupie nóżkami i płacze, że nie chce- tak ja chciałam się zachować. Poszłam i dobrze, że poszłam, bo uwielbiam pracować. A moja praca tym bardziej satysfakcjonująca, im bardziej publiczność rozbawiona, bądź wzruszona. I nie zawiodłam ani siebie, ani publiczności. Miło. A potem bankiet, a na bankiecie dowiedziałam się, że koleżanki nie mające pojęcia o chorowaniu psychicznym, boją się mnie, że niby mogę zamordować w nocy, na przykład w czasie wyjazdu służbowego. Ależ trzeba mieć wyobraźnię, bądź kompletną niewiedzę. Biorąc pod uwagę zawód, podejrzewam wyobraźnię... Czy aby na pewno? Nie, nie, to kompletna niewiedza i raczej brak wyobraźni. Niestety w większości społeczeństwa tkwi przekonanie autorytatywne, że chorujący psychicznie to mordercy, wykolejeńcy i degeneraci. Niewiele osób zna problem, niewiele osób chce poznać problem, niewiele osób kusi się na poznanie problemu. Kto ma problem? Chorujący czy zdrowy? Ograniczenie osób tak zwanych zdrowych, z jakim się spotykam jako osoba chorująca, poraża mnie. Popłakałam się, jak nie zwykłam ronić łez, tak teraz się popłakałam. Ale przyszłam do domu. Opowiedziałam sytuację mojej córce i ta wybuchnęła śmiechem. Wpierw otworzyła buzię z wrażenia, potem tak szczerze się roześmiała, że zgłupiałam. Powiedziała:” Dobrze mamo, niech się Ciebie boją. Widzisz jesteś postrachem swoich koleżanek. Niech uważają, bo latasz z nożem po nocach.” A ja na to:” Tak, z kozikiem do strugania drewna.” I tak się śmiałyśmy, że brzuchy nas rozbolały od szczerego śmiechu.
Dlaczego o tym piszę? Otóż, dobrze, że powstało stowarzyszenie Mój Duch Przyjazny.
Na powyższym przykładzie widać jak ogromna jest potrzeba mówienia o problemach osób chorujących psychicznie, bądź z zaburzeniami psychicznymi. Środowisko w jakim żyjemy boi się takich ludzi. Dlaczego? To kompletna niewiedza i to trzeba zmienić. I My, poprzez kulturę i sztukę szeroko pojętą, będziemy to zmieniać. Trzeba, aby świadomość ludzi się zmieniła. Wiem, że to tak, jak rozbijanie głową skały, ale jak się znajdzie odpowiednie metody, to tę skałę skruszymy. W końcu jest nas „trochę”, ale to zawsze więcej niż jedna osoba, a że każdy w stowarzyszeniu to indywidualność to sposobów na rozkruszenie skały całe mnóstwo.
Pozdrawiam. Elżbieta Żłobicka.
po stokroć tak! małymi krokami do przodu. nie wolno się poddać.!! Trzeba zachęcić czytających bloga do pisania własnych opowieści- może być przecież anonimowo. Ostatnio gdzieś na Onecie przeczytałam, wpis, niemal błagającej kobiety o ratunek, znalazła się w potrzasku, pisała, że ie ma już sił- mniejsza o to, z jakiego powodu.Wyrzuciła z siebie cały ból, roztrzęsienie, i błagała o zwyczajne zrozumienie i pewnie ciepłe słowo. Co dostała? Obelgi, pogardę, że taka jej Karma, że widziały gały co brały... etc, po takich słowach, które przeczytała w komentarzach, mam nadzieje, że nie poszła się powiesić. Mój Duch Przyjazny jest potrzebny, musi się rozplenić_ choć mi się to słowo akurat nie podoba ;)- rozmnożyć, bo / aby ludzie, którzy potrzebują pomocy, mogli czuć się tutaj bezpiecznie. Aby mogli zauważyć, że nie są sami, i chociaż może nie dostana pomocy fizycznej, to pomoc psychologiczną, ciepłe słowo, czasem więcej znaczy , niż cokolwiek innego. Musicie działać. Sukces będzie Waszym udziałem, w postaci coraz większej ilości piszących do Was, wierzę w to gorąco!
OdpowiedzUsuń