wtorek, 28 stycznia 2014

Wyznanie Zielonego Oszusta i Księżycu w pełni

Ręce coraz trudniej chwytają się metalu. Buty coraz bardziej się ślizgają. Ale pozostało zaledwie kilka metrów do końca. Pot i pokaleczone dłonie nie zniechęcają. Ani odpadająca podeszwa od prawego buta. Jedno spojrzenie w dół, i widać, że co najmniej 20 metrów jest już pokonane. To znaczy od poziomu tarasu widokowego.
A na dole zbiera się coraz to większa grupa ludzi obserwująca wspinającą się postać. Jedni sugerują wezwanie straży pożarnej, inni oczekują jakiegoś karkołomnego pokazu. Nikt jednak dokładnie nie może powiedzieć, co się tam w górze dzieje.
Tłum robi się coraz większy. Powstaje jakaś szamotanina. Pewien mężczyzna próbuje przejąć siłą od zagranicznego turysty aparat z dużym teleobiektywem. Dzięki przewodnikowi wycieczki udaje się jednak dojść do kompromisu. Aparat nie zostaje przekazany, lecz Niemiec relacjonuje, co widzi tam w górze, a przewodnik głośno wszystkim tłumaczy.
„Widzę mężczyznę w czarnym garniturze i w lakierkach. Ma do kuli na szpicu wieży jeszcze jakieś 2-3 metry. Lakierki mu się ślizgają. Z tyłu wystaje mu chusteczka w czerwoną szkocką kratę...” 
Po tej informacji bardzo już duży tłum zaczyna szemrać. Po chwili jest już tak głośno, że nikt nie słyszy dalszego tłumaczenia. Ludzie rozchodzą się, najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Dobiegają do samochodów, rowerów i środków komunikacji miejskiej, by jak najszybciej dostać się do domów.
Na placu katedralnym przy wieży kościoła zostaje tylko mała grupka turystów z Niemiec. Jedna z kobiet mówi „Diese Pole sind sehr mysteriose“. Mężczyzna odpowiada: „Das aber stimmt, Frau Wagner. Das aber stimmt!“ Ponieważ tłumacz też zniknął, nie wiemy, co było powiedziane. Jedno stało się dla wszystkich jasne: korzystając z najwyższego punktu w okolicy przedstawiciel Podróżującej Galerii WIĘCEJ ŚWIATŁA! prześle za chwilę w załączniku kolejną PORANNĄ KAWĘ! wraz z pozdrowieniami. Nie ma czasu do stracenia! Trzeba szybko pędzić do komputerów!





                                                                                                          Wacław Ropiecki

15.000 !!!

DZIĘKUJEMY ZA KOLEJNY TYSIĄC !!!


piątek, 24 stycznia 2014

Wieczór inny niż wszystkie

Poniedziałek 20.01.2014 roku godz. 11.30 – Rehabilitacja ( staw skokowy), godz. 12.30 – szybki obiad; godz.14.00 – wizyta z córką w poradni psychologiczno –pedagogicznej: godz. 16.00 spotkanie z Elą i Grzegorzem – nie zdążę – Tel. Do Eli : -Elu przepraszam nie dam rady, muszę Emi odstawić jeszcze do domu i się ubrać może zdążę się uczesać.
Godz. 16.30 – autobus do domu ; bieg na IV Pietro; szybka zmiana garderoby, makijaż , fryzura godz. 17.10 – szybko na przystanek  - 17.16 Autobus - wynik ok. 17.40 byłam dopiero w Klubie Artysty. Dobrze  że dziś Ela i Pani Iwonka prowadzą wieczór, ja mam dziś większy luz .
 Wpadłam do klubu Ela zasłuchana w rozmowę Radiową prowadzoną przez Panią Justynę Przyborowicz . Głos zabrała nasz Pani doktor Ewa Pendziałek- Grunwald oraz Pani Iwonka Kapral (powinnam zapewne napisać Iwona –ale jakoś wolę Iwonka – więcej ciepła) .
Na zielonej kanapie klubu siedział stremowany drobny mężczyzna – To Pan Grzegorz Kalinowski – przywitałam się .

Prawie równocześnie do klubu dotarła Agnieszka wraz z Wacławem (Podróżująca Galeria  WIĘCEJ ŚWIATŁA! ) . Ludzie zaczęli się schodzić , pojawiło się parę nowych twarzy, co bardzo mnie ucieszyło. Pojawił się również Mirek - Gminne Wieści Opolszczyzny  wraz ze swym szklanym okiem ;) , co również mnie ucieszyło bo wiedziałam, że mogę liczyć  ciekawą  fotorelację, a ja mogę się skupić nad słuchaniem ludzi. Słuchałam …
 i poczułam coś czego od dawna nie czułam… poczułam sens, sens tego co robimy.
Obserwowałam ludzi, byli zadowoleni pokuszę się o stwierdzenie że nawet szczęśliwi. Czuło się  w powietrzu „przyjazną” atmosferę.
Zapomniałam o wcześniejszej bieganinie . Zapomniałam, że jestem zmęczona, że coś mnie boli…
Widziałam jak rodzą się nowe znajomości ,
 ludzie którzy się nigdy wcześniej nie znali rozmawiali ze sobą jak starzy dobrzy znajomi .
Przyjechała Agnieszka  z Wrocławia bardzo chciałam ją zobaczyć, przywiozła ze sobą kolejną „przyjazną duszę” .  Jest nas coraz więcej …
Powiem Wam że gdy mieliśmy krótką przerwę świąteczna miałam chwilę zwątpienia (znowu)  bo właściwie po co to komu? Czy ktoś nas tu chce?  I w ten poniedziałkowy wieczór poczułam że tak ! Że dajemy nadzieję , że ludzie nas potrzebują , potrzebują czasami zwykłej rozmowy, czasem bycia z drugą osobą, a czasem wieczoru poetyckiego , a innym razem wystawy.
Zmieniłam się, Gdy zaczynałyśmy z Elą to nawet nie pomyślałam że mogę publicznie zabrać głos… chowałam się za obiektywem aparatu, właściwie nie było mnie… były moje zdjęcia…tego wieczoru byłam ja, nie obiektyw,

byłam wśród ludzi nie bałam się tego, nie bałam się zabrać głosu gdy Ela zakończyła wieczór, nie bałam się mówić… powiem Wam że czuję ogromną ulgę. To wszystko zaczęło się od tego że my same z Elą potrzebowałyśmy tego Stowarzyszenia, a teraz to Stowarzyszenie potrzebuje nas.
Do zobaczenia w lutym na kolejnym spotkaniu : „Serce do Serca” 
                                                                                                                              Karolina Fechner 

„Nici i Słowa-Wystawa Gobelinów i Wieczór Poezji”

Witam Państwa bardzo serdecznie po długiej przerwie. Tak w życiu bywa, że raz jest z górki, raz pod górkę. Jak mówi Hieronim Śliwiński: bo życie zygzakami płynie. Taki zygzak miałam w ostatnim czasie. Właściwie sama nie wiem dlaczego, może to pogoda, a raczej dużo pracy. Taki swoisty urlop sobie zrobiłam, jeśli chodzi o pisanie. Ale, ale... nie o tym dzisiaj. Drodzy Państwo,wczoraj 20.01.2014r. Odbył się kolejny wieczór z Moim Duchem Przyjaznym:
"Wystawa Gobelinów i Wieczór Poezji Grzegorza Kalinowskiego".
Czekałam na ten wieczór długo. Od czternastej byłam gotowa do wyjścia. Biorąc pod uwagę, iż rozpoczęcie wieczoru przewidziane było na godzinę 18.00, to dość wcześnie. Miałam wrażenie, że wszystko nie tak mi idzie. Karola miała przyjść o 16.00, ale nie mogła przyjść. Grzegorz miał przyjść, ale poszedł odwiedzić koleżankę w szpitalu. Przyjęłam to za fakt. Siostra nie mogła pójść na wieczór, musiała wracać do domu. Fakt kolejny. Ja z kolei czułam się nie przygotowana, jakaś pustka we mnie była, ale tym nie mogłam się przejmować, ponieważ miałam prowadzić wieczór. Wyszłam z domu o 16.30. Powoli i zbierając myśli mijałam kolejne znajome mi miejsca drogi do Klubu Artysty. Przechodząc obok Teatru J. Kochanowskiego i Galerii Sztuki Współczesnej, zauważyłam, że z niej wychodzi mężczyzna i pracownica galerii. Wskazywała mu drogę do klubu teatralnego. Zareagowałam odruchowo, głośno odezwałam się
-Panie Grzegorzu?- mężczyzna odwrócił się
-Pani Żłobicka?
-Tak. To nie ten klub. Proszę ze mną.- Poszliśmy kawałeczek dalej i poczekaliśmy przed Klubem Artysty na jego otwarcie. Punktualnie o 17.00 Pan Wojtek otworzył drzwi. Weszliśmy. Poprosiłam o włączenie Radio Opole, ponieważ miał być wywiad z doktor Pendziałek- Grunwald i terapeutką Iwoną Kapral, pracującymi w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym w Opolu. W trakcie audycji radiowej dotrzymywałam towarzystwa Grzegorzowi. Przed 18.00 zaczęli przychodzić goście. Witałam wszystkich i zapraszałam.


Gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca, poczęstowali się kawą i herbatą, zamienili z sobą parę 
zdań, rozpoczęłam wieczór. 


Pani Iwona Kapral krótko przedstawiła charakter wystawy, kto wykonał prace i czym zajmują się pacjenci oddziału w którym pracuje. Gobeliny,bo ich dotyczy wystawa tworzą pacjenci szpitala psychiatrycznego. W większości są to prace anonimowe. Służą terapii, często przybierają formę artystyczną pod bacznym okiem Pani Anety Słowik. Wspomnę, iż Pani Aneta daje bardzo dużo swobody w tworzeniu, nie narzuca swojego myślenia, a kierunkuje. 



Pacjent czuje się zauważony i doceniony, co służy celom terapeutycznym. Kilka moich prac również znalazło się na wystawie. Byłam częstym gościem oddziału C, kiedy w wolnych chwilach od pracy oddawałam się pasji tkania. Chodziłam tam na dwie godziny i wplatałam swoje myśli, tęsknoty, emocje wraz z kolorowymi włóczkami, nićmi, kordonkami. Praca taka powstaje dość długo, jak wiele ręcznie wykonanych dzieł. 


W trakcie wieczoru przeczytałam swoją prozę  „Guzeł”, która tematycznie wiązała się z wystawą. 


Potem Pan Grzegorz zaprezentował swoje limeryki, aforyzmy i fraszki. Wbrew tremie wypadł bardzo pozytywnie, a jego twórczość wzbogaciła cały wieczór. 


Poznałam ciekawe osobowości, poznałam nowe twarze. Generalnie uważam spotkanie za bardzo udane.

                                                                                                           Elżbieta Żłobicka 

czwartek, 16 stycznia 2014

Manifest Przedmiotow Starych

Dzwonek do drzwi. Podchodzę i spoglądam przez wizjer – jakiś facet z płaską paczką.
- To dla pana – powiedział uprzejmie.
- Ale ja nie zamawiałem żadnej pizzy.
- Najwyższy gatunek – mówił spokojnie.
- Ale to musi być jakaś pomyłka. Pewnie pomylił pan piętra – broniłem się.
Mężczyzna wyciągnął kwit.
- Czy to pański adres?
- Tak, ale...
 Czy to pańskie nazwisko? – zapytał jakby trochę rozbawiony.
- Tak, ale to nie zmienia faktu, że nie zamawiałem pizzy i nie chcę żadnej pizzy. W ogóle nie mam najmniejszej ochoty dzisiaj na pizzę!
Zaczęły mi przychodzić na myśl różne warianty przestępstwa, w które na moich oczach byłem wciągany. Jaki będzie tego skutek? Może stracę cały swój dobytek? Może wpadnę na długie lata w gigantyczne długi? Tyle jest tragicznych historii w mediach. Ale przecież niczego nie podpisywałem... Tak, tak! Trzeba to natychmiast skończyć i zamknąć mu drzwi przed nosem!
Ale wówczas mężczyzna, spojrzawszy mi prosto w oczy, sięgnął za kraj pudełka by je uroczyście przede mną otworzyć, i – jak jakiś mag, który za chwilę roztoczy przed zauroczoną publicznością nieprawdopodobne zjawisko – powiedział z niecodziennym przekonaniem:
- Nasze produkty są niezwykłej jakości, zadowalają najbardziej wybrednych odbiorców – zacząłem słuchać lekko zauroczony – dostarczane są w najwłaściwszym momencie, a kiedy są przyswajane, rozchodzą się jak magiczna, dająca siłę i ciepło, ożywiająca energia, która jak czuła mgła rozpływa się w głębiny duszy i w najskrytsze zakamarki serca...
Powoli zaczął otwierać wieko pudełka i – mógłbym w tym momencie przysiąc, że słyszałem fanfary jakiejś gigantycznej orkiestry o nieziemskim brzmieniu – oczom moim ukazał się niecodzienny widok! Taka gama barw! Wydarzeń! Widoków! Refleksji! A całość ułożona z niezwykłym gustem na przepięknej serwecie w czerwoną szkocką kratę...
Wszystko stało się jasne. Oto przedstawiciel Podróżującej Galerii WIĘCEJ ŚWIATŁA! dostarczył mi właśnie załącznik zatytułowany MANIFEST PRZEDMIOTÓW STARYCH




                                                                                                                      Wacław Ropiecki

P.S Bardzo nam miło powitać nowego "duszka" wśród nas :)  - Karolina Fechner