niedziela, 28 grudnia 2014

Podsumowanie Roku 2014


Życzenia


niedziela, 26 października 2014

Artystka w Klubie

    Na pytanie kim jest Elżbieta Żłobicka, została udzielona wyczerpująca odpowiedź podczas wieczoru literackiego, zorganizowanego 20 października 2014 roku w Klubie Artysty, nazwanego Moim Duchem Przyjaznym. 

Wieczór Belki (pseudonim artystyczny Eli) był wieczorem artystycznym, literackim i muzycznym jednocześnie. Przyszliśmy nań z przekonaniem że coś na pewno będzie się działo. Sam Klub jest miejscem magicznym i przychylnym artystom. Nie tylko dlatego że w zarządzie są osoby kompetentne, ale dlatego że ten klub poprawia nastrój artyście, jeśli chodzi o wygodę, klimat, teatralność, dyskretną atmosferę. Mes Dames et Messieurs! Panie i Panowie! Klub Artysty, a w nim Elżbieta Żłobicka, otwiera swe podwoje!
    Weszliśmy górnym wejściem. Godzina 18 w październiku to godzina wieczorna. 



W środku multum eleganckich gości. Prawie wszystkiemiejsca zajęte. Czerwonawe lampki przy każdym stoliku. Na sofie głównej, najelegantszej, o barwach zgniłej zieleni siedzą: Ela Żłobicka i Iwona Kapral.


 Wokół, na niższych kondygnacjach i w wyżej położonych lożach słuchacze. W śmietance tych ostatnich artyści, pisarze, plastycy, ludzie teatru, muzycy. Ci którzy byli już goszczeni przez Klub jak i ci dla których Mój Duch Przyjazny stanie się czymś w rodzaju Carnegie Hall na ich drodze artystycznej. Ja już tam wystąpiłem. A kto prowadził mój wieczór? Właśnie Belka.
       O Elżbiecie Żłobickiej, mówią że jest, obok artystki i aktorki, aktywną działaczką kulturalną.
To co powiedziała  sama o sobie, posiłkując się przez siebie stworzoną literaturą, było niezmiernie ciekawe, a  Iwona Kapral – prowadząca -  kroczek po kroczku, pytaniami mądrymi i wyważonymi, pozwalała się Elżbiecie uzewnętrznić. Wiersze przeplatane prozą, muzyką i dokumentami audiowizualnymi były jakby tchnieniem artystycznym, wykwintną porcją ducha artystycznego, doładowaniem dla Klubu. 



Nic dziwnego, gdyż sama Belka to emanująca dusza artystyczna o dużym polu działania. To również, jako matka i babcia, autorytet medialny jeśli chodzi o życie w rodzinie. To wreszcie osoba która wciąż do czegoś dąży, wzbogaca i doskonali swoje artystyczne wytwory, jakimi są literatura, wyroby plastyczne i gra aktorska.
    Zostaliśmy utwierdzeni w przekonaniu że, Ela Żłobicka – Belka to artystka i kobieta która potrafi o sobie i swojej sztuce opowiedzieć. Która potrafi tworzyć i twórczość swą traktować poważnie jak przystało na Artystę przez duże „A”.

Jeszcze raz niech mi wolno będzie, jako artyście, podziękować tobie Elu za ten spektakl, życzyć ci osiągnięć na polu twórczym i z dużą dozą niecierpliwości spytać: <<Kiedy wreszcie następne spotkanie?>>.

                                                                                                        Jacek Różycki - Robinson



Spotkanie Eli Żłobickiej zatytułowane :" Malowane prozą" i nie tylko. Bo "Klub Artysty" za sprawą stowarzyszenia Mój Duch Przyjazny zdobiły też kolaże


Autorki. Serwetki robione na drutach. Suknia, również przez samą Autorkę zrobiona z pozszywanych dzierganych serwetek w różnych kolorach. Suknia ta ma posłużyć w spektaklu "Mój Duch Przyjazny", autorstwa bohaterki wieczoru, którego premiera jest przewidywana na przełomie grudnia i stycznia przyszłego roku.

   Ela wystąpiła na spotkaniu we własnoręcznie wydzierganej sukience. 


Na początku czytała wiersze, które były już poezją. Później raczyła nas prozą - portretami literackimi swoich rodziców. Te krótkie prozy zawsze mnie zachwycają, może dlatego, że ja pisać prozy nie potrafię.
               Wernisaż wypadł przepięknie. Prozę i pokaz serwetek przerywane były przez słowo śpiewane Państwa Jończyk i ich córki, Elizy.


  Gospodyni wieczoru - Ela czarowała naokoło wszystkich. A sam wieczór prowadziła P. Iwonka Kapral równie urocza i piękna jak sama Artystka. "Klub Artysty" pękał w szwach, ludzie siadali nawet na schodach.



                Dla mnie był to miły i pozostanie długo niezapomniany wieczór. Chciałabym częściej w takich imprezach uczestniczyć.
                                                                                                                      Ewa Kaca



niedziela, 12 października 2014

czwartek, 2 października 2014

Choroba , zaburzenie - Depresja...



Choroba , zaburzenie - jakkolwiek by nie nazwać depresję to i tak jest ona źle kojarzona.

Dla wielu ludzi diagnoza „ Depresja” jest końcem kontaktów z przyjaciółmi, końcem więzi rodzinnych, rozpadem małżeństw i bezrobociem. Dlaczego tak się dzieje?

Depresja jak wiele chorób ma swoje rożne fazy rozwoju. Niestety pierwsze objawy  „choroby duszy” są bagatelizowane przez nas samych. Pozwolenie na rozwój jej naszych umysłach i ciele może doprowadzić do śmierci. Zarówno fizycznej, jak i tej psychicznej.

Często mówi się o samotności osób dotkniętych depresją czy zaburzeniami psychicznymi. Skąd się ta samotność bierze? Bierze się ona głównie z braku zrozumienia przez osoby „zdrowe” . Gdy ktoś bliski dowiaduje się o chorobie nowotworowej wspiera ją słowami:


Nie martw się będzie dobrze, poradzimy sobie z Tym jesteś silny/silna, będę przy tobie, przejdziemy przez to razem, znajdziemy specjalistę najlepszego w Polsce itp. Trzymają chorego za rękę, wspierają, pozwalają chorować.

Gdy dowiadujemy się o „ depresji”  często możemy usłyszeć, przestań teraz prawie każdy ma depresję, zajmiesz się  pracą, to nie będziesz myślał o głupotach, musisz znaleźć sobie dodatkowe zajęcie, nie będziesz tyle myślał o problemach, teraz każdy ma problemy, takie czasy. Nie użalaj się nad sobą itp.

W przypadku chorób psychicznych nie szuka się najlepszego specjalisty, nie trzyma za rękę, każe wziąć się w garść...

Gdy ja zaczęłam chorować dowiedziałam się od „koleżanek”, że coś wymyśliłam, że nie chce mi się pracować,  gdy przyniosłam zwolnienie miesięczne od lekarza psychiatry usłyszałam, że moja kariera jako pedagoga jest już skończona.

Z perspektywy czasu wiem, że jest to trudne dla otoczenia, bo ludzka natura podpowiada nam, że tego co nie znamy należny się bać.

Rodzina... rodzina najczęściej odsuwa się od chorego, nie chce być z nim utożsamiana, bo:

często jest współtwórcą choroby, w pracy ludzie nie akceptują nas, ponieważ korzystając z poradni zdrowia psychicznego mimo, iż mamy XXI wiek, krąży opinia, że taka osoba to wariat lub co gorsza psychopata, wykolejeniec, niebezpieczna dla otoczenia. Chory zamyka się na środowisko, często zostaje nazwany odludkiem...

 Musimy pamiętać, że depresja, nerwica nie bierze się  znikąd. Z własnego doświadczenia wiem, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu odciska się na naszym zdrowiu psychicznym. Wpływ na to ma wiele czynników.

Myślę, że nasze rodziny często boją się tego, iż my ich będziemy oceniać, oskarżać ponieważ powszechnie wiadomo, że bardzo duży wpływ na nasze zdrowie psychiczne ma okres dzieciństwa.Rodzice nie chcą się przyznać przed samymi sobą, że może sami się do tego przyczynili.

Często rodzina nie dopuszcza do swojej świadomości, że może coś, ktoś zawinił i że może to oni są za to odpowiedzialni, ale czy osoba dotknięta depresją ocenia ?

My nie oceniamy, my akceptujemy, przyjmujemy (na pewnym etapie terapii) fakty z przeszłości, ale teraz będzie inaczej, bo teraz ja decyduję o sobie, teraz może być inaczej, możemy sami  o siebie zadbać, możemy zmienić swoje myślenie. Schematy myślowe są to ścieżki, po których wygodnie się poruszać. Aby to zmieć potrzeba jednak dużo pracy nad sobą. I tu pojawiają się kolejne schody, gdyż niestety dostęp do specjalistów jest dość ograniczony (chodzi o darmową pomoc z NFZ). Na terapię z psychologiem trzeba czekać miesiącami, a czasem latami. Gdy dopada „czarna dziura” nie ma czasu na czekanie. Z dnia na dzień jest coraz gorzej chorujący zanurza się w czarną otchłań, i nie widzi wyjścia z sytuacji. Pomoc jest potrzebna natychmiast. Rodzina i znajomi się odsuwają, a chorujący przestaje odbierać telefony, przestaje się z innymi spotykać, nie ma siły, bo czuje, że nikt go nie rozumie.

Wychodząc z domu znajduje się w tłumie ludzi, ale tak naprawdę jest sam, sam ze swoimi myślami, emocjami których nie potrafi nazwać, zrozumieć. Chciałby krzyczeć, ale nie może, nie potrafi.

Ból, który rozrywa od środka jest tak dotkliwy, że nie jest wstanie się ruszyć, paraliżuje go.

 Gdy chorujący jest matką dzieci i żoną jej obowiązki są jak góra lodowa, na którą nijak nie da się wejść. Pranie się piętrzy, naczynia pleśnieją , zwalniają z pracy, a od najbliższych słyszy: weź się w garść!,
nie dbasz o rodzinę! o siebie!, co Ty robisz?! Zastanów się nad sobą... cdn...

                                                                                                               Karolina Fechner 

poniedziałek, 29 września 2014

Spotkanie po przerwie wakacyjnej

Dzisiaj, kilka dni po wernisażu i wieczorze osobistej poezji Krystyny Szwed, ochłonęłam. Dzisiaj spokojnie mogę podzielić się wrażeniami. Oczywistą sprawą jest, że relacja na gorąco jest najlepsza,
lecz nie w tym przypadku. Po wakacyjnej przerwie odbyło się spotkanie integracyjne, a 27 września o godzinie 17.00 odbyło się pierwsze wydarzenie. Klub Artysty gościł nas kolejny raz.


Sezon rozpoczęła Krystyna Szwed z Krapkowic. 


Wieczór prowadziła Regina Czarnecka, profesjonalnie przygotowana do tej roli.
Krystyna Szwed zaprezentowała swoje prace malowane węglem i pastelami. Ciekawe połączenie materiałów daje pozytywny efekt i niepowtarzalny klimat. 


W pracach tych zobaczyłam spokój, równowagę i ciepło. 
Patrzyłam na nie i czułam harmonię, pogodzenie z rzeczywistością. 


Prace Krystyny można oglądać do 20 października w Klubie Artysty. W trakcie wieczoru bohaterka tego wydarzenia prezentowała swoje wiersze, bardzo osobiste i nacechowane emocjami. 


Miałam przyjemność zaprezentowania kilku jej utworów. Przygotowany, przemyślany od początku do końca program dał wszystkim poczucie profesjonalizmu.


Wydarzenie uświetnił Marek Sołtysiak- gitara i śpiew,


w towarzystwie Agnieszki Stawowy- skrzypce. Szlachetność śpiewanych utworów, znakomite ich wykonanie również wzbudzało emocje.


Poziom artystyczny wieczoru był wysoki, co podniosło wartość naszych wydarzeń.
Dziękujemy Radiu Opole za obecność na wernisażu.
                                                                                                                          Elżbieta Żłobicka

wtorek, 9 września 2014

Uwaga! Uwaga! Zaczynamy!


08. 09. 2014. Mój Duch Przyjazny czyli Iwona Kapral rozpoczęła sezon naszych spotkań 
z kulturą i sztuką. 


W tym dniu bawiliśmy się kolorami w Miejskim Centrum Organizacji Pozarządowych w Opolu.
Na życzenie prowadzącej, Iwony, ubraliśmy się jednokolorowo. Chwilkę przed spotkaniem porozmawialiśmy, podzieliliśmy się na dwie grupy: Biało Czarni i Kolorowi.


Iwonka ze swoim notesem, zawodowo przygotowana, rozpisane miała wszystkie zabawy, informacje.



Na czym polegała zabawa? Wpierw wzięliśmy pod uwagę piosenki, w których występują kolory. Grupy intonowały je, śpiewały. Potem literaturę, nazwy geograficzne,i tak dalej.
Może talent do śpiewania pozostawia wiele do życzenia, ale nie ma to, jak świetnie się bawić.







































Zabawa przypominała nieco grę w Państwa Miasta( czy ktoś pamięta tę zabawę? Moja ulubiona zabawa dzieciństwa). Uruchamiała naszą pamięć, przeczytaną literaturę, zasłyszane piosenki. Bawiliśmy się jak małe dzieci. Ach, cudne... W dzisiejszych czasach, w chaosie życia, chaosie informacyjnym, światowym, my bawiliśmy się serdecznie. Stworzyliśmy sobie ulotną warstwę ochronną śmiechem, przyjaźnią, zabawą.
Odwiedził nas Mariusz Majeran z Radio Opole, przeprowadził wywiad z Karoliną Fechner, naszą Panią Prezes.


 Przyjęliśmy nowych członków do Stowarzyszenia. Były osoby z zewnątrz, które chciały się z nami bawić, pobyć w przyjaznym otoczeniu, przyjaznych i nie oceniających ludzi.
Jakże miło i sympatycznie spędziliśmy czas.
Do zobaczenia 27. 09. 2014 na wernisażu Krystyny Szwed, godzina 17.00 w Klubie Artysty

sobota, 6 września 2014

Porzucony Ojciec

   Jakże ciężko wracać tam, gdzie nie chcą. Tak przynajmniej zostało w mojej pamięci wrażeniowej. Ojciec. Osiemdziesięcio czteroletni mężczyzna. Można powiedzieć staruszek. Samotny. Jedna z jego córek zażarcie walczyła o miłość ojcowską, stosując niewybredne środki walki z pięcioma siostrami. Obiecała, że będzie się troszczyć, że nie zostawi samego, że zawsze zakupy zrobi, że pomoże.
Walcząc o uznanie ojcowskie snuła z nim plany jak to pomagać będzie.
Uwierzył staruszek, uwierzył.
I ta siostra potrzebowała ojca do swoich celów. Wystąpiła do sądu przeciwko drugiej siostrze, oskarżając drugą o kradzież karty kredytowej i zawłaszczenie pieniędzy. Wyssane z palca brednie.
Sąd dał wiarę rzekomej pokrzywdzonej. Ta druga- Świadek Jehowy, odmieniec, inna. Było czego jej zazdrościć: uśmiechu, pogody i szczerości w oczach, jasności. Ale przecież to kociara, więc kto może uwierzyć takiej. Pokrzywdzona, ale nie przez siostrę, tylko przez męża swojego. Bił ją, szarpał za włosy, ciągał po ziemi, oblewał wiadrem zimnej wody. Siniaki pod oczami, siniaki na ciele. Pewnego razu psychopata- mąż podszedł do nieznajomej kobiety i z pięści uderzył ją w bok głowy.
Kobieta się przewróciła, i wówczas zorientował się, że to nie jego żona. Przepraszał, tłumacząc, że myślał, że to jego żona. Policjant zresztą w małym miasteczku. Gdy jego żona była w ciąży kopał ją po brzuchu
i od tego się zaczęło. Tłumaczyła go żona, że ma stresującą pracę, to dlatego ją bije, a ona go kocha,
bo to mąż. Tak, to było, jak mawia Ojciec. I ta rzekoma pokrzywdzona szantażowała staruszka, aby zeznawał w sądzie przeciwko kociarze. I poszedł staruszek do sądu. Na potrzeby sprawy, wynurzył cały swój żal jaką to ma niedobrą córkę kociarę, a jaką ma dobrą pokrzywdzoną. Dzisiaj mówi:
-Ja sam jak palec. Nikt do mnie nie przyjeżdża. Ja musiał iść do sądu, Pokrzywdzona mnie zmusiła.
 Bo kto by mi leki przywoził.
-Masz jeszcze inne córki.
-Tak, ale żadna nie przyjeżdża.
-Ja przyjechałam. Nie mogę być często, bo daleko mieszkam, ale jak tylko będę miała wolne,
to będę u Ciebie.
-A ja tak się cieszę, żeście przyjechali- płakał- tak się cieszę. Ja dał Ci pieniądze za podróż, nie na darmo.
-Tato, jeśli mi dajesz pieniądze za to, że przyjechałam, to ja się gniewam. Ja nie potrzebuję pieniędzy Twoich. Jestem, bo chcę być.
Płakał staruszek:
-Tak się cieszę, tak się cieszę. Nie wiem co ze mną będzie. Nogi mi puchną, na sad wliść nie mogę.
Nie wiem co będzie.
-Dobrze będzie, Tato. Wszystko będzie dobrze. Leki bierzesz?
-A biorę, biorę.
-Ściągnij skarpetki, niech nogi odpoczywają.
-Jak lato było to w samych spodniach chodziłem, a trochę zimno, to kalesony szybko włożył. Niech będą.
Ciężko mi było wracać do domu. Powiedziałam sobie, że będę częściej teraz u ojca. Przecież to ojciec, chociaż niesprawiedliwie zeznawał. Jakoś rozumiałam, że zmuszony został, życie go zmusiło, wiara w to, że jak zezna to nie będzie cierpiał samotności. A cierpi boleśniejszą, niż przed zeznaniami, ponieważ został wykorzystany i porzucony jak pies pod płotem.

                                                                                                    Elżbieta Żłobicka 
Buraki z ogrodu Ojca :) 





środa, 27 sierpnia 2014

Nasza Agnieszka prosi o wsparcie w konkursie :)

Depresja: nie jedno ma imię...

Spirala

Wszystko było dobrze do pewnego momentu, myślę tak, ponieważ wcześniej mimo tragicznych przeżyć jakoś się podnosiłam i parłam dalej w tym moim życiu.

Gdy po urlopie wychowawczym wróciłam do pracy wszystko się zaczęło, to był początek końca.

Małe dziecko, praca na całym etacie, wychodzenie z domu o 6 rano i powroty o 18, sprawiały że w soboty i w niedziele nie wiedziałam co właściwie mam robić. Zajmować się stęsknionym dzieckiem, sprzątać, gotować, czy może odespać kilka godzin? Do tego praca w korporacji, która wyniszcza ludzi, zwłaszcza tych wrażliwszych, bo tam trzeba „zapomnieć o ludzkich sprawach”. Zbyt wiele czynników nałożyło się na moją depresję, ale tak naprawdę wydaje mi się, że przyczyna leży w mojej głowie i duszy, przyczyna leży w schematach wyniesionych z domu i powielanych , przyczyna leży w strategiach , jakie w życiu obieramy aby coś osiągnąć. Moją strategią, którą niestety wyniosłam z domu, była strategia - i w pewnym sensie nadal jest – że trzeba zasłużyć na miłość, dobrą opinię u innych - zasłużyć, zapominając absolutnie o sobie. Chaos, który panował w domu, przeniosłam na moje życie rodzinne - i nie wiedziałam, nie rozumiałam, czemu mi się nie układa. Popadałam w coraz większe zmęczenie, rano wstawałam z nienawiścią, i myślami, że znowu muszę to i to, chciałam skończyć z życiem, bo wszystko nie miało sensu, nie widziałam celu, wszystko było niepotrzebne, wszystkie podejmowane decyzje kończyły się fatalnie. Źle postrzegałam ofiarność i pomoc innym, uzależniałam się od ludzi, przenosząc na nich moje kłopoty, licząc na to, że to oni je rozwiążą. Jak dziecko…

Byłam zupełnie odrealniona, przestałam już wiedzieć, co jest moim prawdziwym odczuciem, a co chorobą, przestałam wiedzieć czego chcę, a co jest tylko tupaniem w podłogę małej dziewczynki, przestałam mieć kontakt ze sobą.  Wszystkich  dokoła obwiniałam za moje nieszczęścia, zapominając, że inni też je mają. To była wybitna spirala. Myślami i negatywnymi uczuciami zapędziłam się na samo dno spirali i nie potrafiłam z niej wyjść. Jedna myśl potrafiła położyć mnie do łóżka na kilka dni, tylko dlatego, że byłam mistrzynią w analizie moich postępowań. I analizowałam innych, byłam absolutnie pewna, że wszyscy są źli, chcą mnie wykorzystać,  skrzywdzić, że nie ma dobra, że serce, które im okazuję jest wykorzystywane…

Wydawało mi się, że jeśli zrobię absolutnie wszystko o co ktoś mnie prosi, zwłaszcza ktoś kogo kocham, to on zrobi absolutnie wszystko dla mnie. Im bardziej się starałam, tym bardziej czułam się samotna, odtrącona, i wykorzystywana. Potem oddalałam się, i znowu narzekałam, że mnie nikt nie rozumie, nikt mnie nie chce, nie kocha, że ze mną jest coś nie tak. I od nowa, zapadanie się w sobie, spanie, zmęczenie, ucieczka od ludzi, bo po co ja mam się starać, skoro oni nie rozumieją, że ja chcę, że kocham, że jestem oddana… Musiałam zasłużyć, a cokolwiek zrobiłam, nadal nie zasługiwałam. I od nowa… spanie… zapadanie się. Potem było jeszcze gorzej. Stałam w moim życiu w czarnym lesie i już nie wiedziałam, czy mam iść mimo wszystko, czy czekać, nie wiedziałam nawet, czy to , że jestem w czarnym lesie, jest prawdą, czy to tylko mój chory mózg. I wchodziłam do łóżka na długo, i znowu analizowałam, negatywne myśli  napędzały kolejne.

Rozstałam się z mężem, straciłam pracę, umarła mama, wszystko w pół roku. Koniec. Zaniedbałam nawet pewne sfery życia mojego dziecka. Pogodziłam się, że jestem w bagnie i czekałam już tylko na śmierć. Powolną, bo bagno wciąga w swoim czasie. Albo na mój samobójczy krok.

Chorujesz? Pracujesz?

Znaj swoje nie tylko obowiązki ale i prawa !

       Pracuję sobie spokojnie, a jestem osobą korzystającą z Poradni Zdrowia Psychicznego. 
Pracuję w pełnym wymiarze czasowym. Nie uchylam się od obowiązków. Swoją pracę wykonuję rzetelnie, uczciwie i z pełnym zaangażowaniem. Nie posiadam i nigdy nawet nie starałam się o orzeczenie
o niepełnosprawności. Podlegam takim samym obowiązkom jak każdy inny pracownik. Nie oczekuję, że będę traktowana inaczej z powodu korzystania z wyżej wymienionej poradni. Nie rozczulam się nad sobą, a o chorobie nie myślę na co dzień. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Nie oczekuję rozczulania się
 i litowania z powodu mojego „wariactwa”. Nie uważam siebie za osobę pokrzywdzoną przez los. Jednym słowem: żyję i mówię : „ Dajcie mi żyć spokojnie.” 
Dlaczego to piszę? 
Jak każdy pracujący podlegam okresowym badaniom lekarskim. Po ostatnim pobycie w szpitalu pięć lat temu, a był to drugi mój pobyt od czasu mojego zachorowania, otrzymałam zaświadczenie o zdolności do pracy na pięć lat. Zakład pracy skierował mnie na kolejne badania na dwa lata przed upływem daty kolejnego badania. Powiedziałam wówczas, że mam na pięć lat ważne badania lekarskie. Nie przemówiło to do kadrowej. Nie chciałam się zgodzić na wizytę u lekarza medycyny pracy, lecz pod namową koleżanki wzięłam skierowanie i załatwiłam sprawę. Lekarz przeprowadził ze mną wywiad, zbadał
i wystawił zaświadczenie na kolejne trzy lata. 
I co się dzieje w tym roku? 
Zakład pracy kieruje mnie po raz kolejny na badania przed upływem daty kolejnego badania. Tym razem postanowiłam nie zgodzić się na taką sytuację. Poszperałam w internecie i znalazłam przepis mówiący, że decyzję o zdolności i termin kolejnych badań lekarskich przypada lekarzowi Medycy Pracy
 i to jest wiążące dla pracodawcy. Kierowanie przez zakład pracy na badania przed upływem terminu kolejnych badań jest bezpodstawne, nawet w przypadku gdy w trakcie ich ważności chorowałabym dłużej niż trzydzieści dni. Żaden przepis nie mówi o tym, że osoba korzystająca z Poradni Zdrowia Psychicznego ma raz w roku poddawać się badaniom kontrolnym. Poszłam więc do odpowiedniej komórki zakładu pracy i zażądałam, aby mi okazano do kiedy mam ważne badania. Pani otworzyła segregator na starym zaświadczeniu.
Uparłam się, żeby przewertowała dokumenty i ponownie sprawdziła zaświadczenie. Postawiłam na swoim i wytłumaczyłam Pani, że dałam jej jej zaświadczenie o zdolności do pracy rok temu. Dziwnie szybko znalazł się dokument z właściwą datą, potwierdzającą aktualne badania.

Zostawiłam jej skierowanie na biurku i wyszłam.
Czy Pani się pomyliła? Czy przeoczyła?
- Nie sądzę, ponieważ sytuacja powtórzyła się.
 Poprzednim razem zapytała czy bolało pójście do lekarza.
Teraz odpowiedziała, że odszczekuje pomyłkę. Raz mogę zrozumieć, ale jeśli sytuacja się powtarza,
a w to już wierzyć mi się nie chce i podejrzewam pracownika o naznaczanie mnie, o stygmatyzację z powodu moich odwiedzin Poradni Zdrowia Psychicznego. 
Bo jeśli nie jest jak myślę, to Pani za biurkiem źle wykonuje swoją pracę i jest niekompetentna.
                                                                                                         
                                                                                                                Elżbieta Żłobicka 

piątek, 11 lipca 2014

Relacja - W krainie Szydełka i śpiewu

28-06-2014 „Mój Duch Przyjazny”zaprosił mieszkańców Krapkowic i okolic  do „KRAINY SZYDEŁKA I ŚPIEWU„. Miejscem spotkania był Dom Działkowca . 

Tego dnia do godz. 16.00 była piękna słoneczna pogoda , trwały próby – Niezłe Ziółka w jednej z sal ćwiczyły przed występem zaś modelki trenowały w sali głównej. 
Krótko przed godziną 17.00 zerwała się ogromna ulewa i nasuwały się pytania, czy aby zaproszeni goście się zjawią, napięcie rosło a w raz z nim coraz więcej gości się zjawiało, a wśród nich fotoreporterzy gazet lokalnych takich jak Nowiny Krapkowickie i Tygodnik Krapkowicki, odczekaliśmy studencki kwadrans no i zaczęło się.   
Przywitanie gości, Ela Żłobicka
opowiedziała co to za stwór ten "Mój Duch Przyjazny", kim jesteśmy i jakie są nasze cele. 
W pierwszej części spotkania wystąpił zapowiedziany przez Elę zespół "Niezłe Ziółka"z repertuarem pieśni sobótkowych. 
Piękne, mocne głosy dziewięciu Ziółek, przepędziły chmury, wypełniły nie tylko salę, ale unosiły się na ogrodami. Koncert był wspaniały.Nadszedł czas na clou programu- pokaz mody. Zapowiedź co się będzie działo... i ruszyłam pierwsza między publiczność – lody zostały przełamane. Nadszedł czas na prezentację kolekcji przez panie, moje koleżanki i uczestniczki warsztatów. Każde wyjście kolejnej modelki było nagradzane oklaskami, błyskały flesze. 

Dziewczyny prezentowały stroje z gracją, elegancją i na wesoło, dobrze się przy tym bawiąc. 

Najmłodsi uczestnicy pokazu to prawdziwe wisienki na torcie, tego nie da się opisać ... 




























Szybkimi krokami zbliża się koniec, jeszcze ostatnie wyjście wszystkich uczestników pokazu, wspólne zdjęcie, podziękowania i pożegnanie się z publicznością. 



Na koniec gratulacje, podziękowania od gości i wpisy do kroniki (którą prowadzi Krysia Szwed) świadczą o potrzebie integrowania się z ludźmi z różnych środowisk poprzez sztukę szeroko rozumianą. Natomiast dla mnie realizowanie tego typu projektów jest sprawdzianem czy to co robię ma sens i czy daje ludziom skupionym wokół mnie radość w życiu.                   
                                                                                                                                                                                             Barbara Wylęgała

W pokazie udział wzięli:


Regina Czarnecka


Małgosia Kargol



Ewa Olczak



Dorota Kamińska


Halina Fister


Emilia Wylęgała i 
Antoni Krzywelski



Patrycja Lenska



Emilia Fechner


PS.Dziękuje wszystkim dobrym duszkom za pomoc w przygotowaniach.


Tło wykorzystane w pokazie jest dziełem Elżbiety Żłobickiej