poniedziałek, 16 września 2013

O wychodzeniu z depresji jako o wychodzeniu z uzależnienia


Rzuciłam , leki, oczywiście nie nagle, z terapii indywidualnej zrezygnowałam, bo psycholog ziewał i sprawdzał co chwilę godzinę na swoim zegarku, i zadawał pytania, które już sama sobie zadawałam wiele razy. Czyli nic mi to nie pomogło, Nie miałam szczęścia do terapii. Terapia farmakologiczna pomogła mi na tyle, że przejrzałam... zrozumiałam, wstałam na własne nogi, choć chwiejące ale wstałam. Teraz kiedy mam coraz więcej dni, radosnych, kiedy coraz więcej dni świeci słońcem, moim wewnętrznym, kiedy już nie spuszczam kurtyny ciemności, czuję się na tyle dobrze, aby przejść się równoważnią i nie spaść...
Nie jestem psychologiem, ani terapeutą od nieuzależnień, z oczywistych powodów przeczytałam mnóstwo różnych publikacji i książek, na temat depresji, jej przyczyn i tego jak sobie pomóc.

Ogarniająca beznadziejność, bezsensowność, brak jakiejkolwiek woli, chęć schowania się gdzieś głęboko, brak zainteresowania tym co wcześniej było ważne, lekceważenie bodźców, negatywne podejście do wszystkiego, brak poczucia wiary w siebie, niska samoocena, etc... itd... w pewnym momencie stały się nieznośną tendencją do przyjmowania postawy ofiary, obwiniania wszystkich za wszystko, ogromna podejrzliwość, jednocześnie naiwność, nagły zapał, za chwilę wycofanie,to wszystko zmieniło się w rozpaczliwe poszukiwanie kogoś, kto pomoże. Wiara w cudze obietnice, potem rozczarowania, zachowania niczym" tonący brzytwy się chwyta" wszystko to zmierzało do totalnego upadku. Do mojego upadku. Utrata szacunku do własnej osoby, gniew, żal, i bezradność, bo wiedziałam że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam co, powodowały błądzenie po omacku. To było straszne.Takie powolne osuwanie się ... na koniec życia, na...
Dobrze, że podjęłam walkę o siebie, dzięki sprawdzonym przyjaciołom, dzięki nowo poznanym przyjaciołom, książkom, itd.
Każdy z Was, z tych którzy palili, i zostali przyłapani kiedyś przez rodzica na paleniu, i dostali tę tak kontrowersyjną karę, aby wypalić całą paczkę jeden po drugim wiedzą, jak to może wywołać torsje. Tak się czułam, gdy zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem uzależniona od moich czarnych myśli.Gdy zdałam sobie sprawę, jak łatwo wpadam w tą sieć, jak łatwo wchodzę w negatywne myśli, złe, niedobre, niszczące, zrobiło mi się nagle bardzo niedobrze, dosłownie dostałam mdłości. Już nie pamiętam dokładnie, kto mi pomógł to zrozumieć i w jaki sposób. Z pewnością, między innymi była to książka, o której już kiedyś wspominałam. Moja walka z uporczywymi myślami, ze złym nastrojem, panicznym niemal smutkiem, zaczęła polegać, na eliminowaniu tych myśli, i smutku. Myślałam sobie, ej.. znowu to robisz, nie poddawaj się, ty rządzisz swoją głową, nie te myśli. One są nieprawdą. Nie są rzeczywistością. Bądź realna. Zatrzymaj się, zobacz teraz co jest w tej chwili prawdziwe. Czy nie tak walczy się na różnych etapach wychodzenia z uzależnień? Siła woli jest potrzebna do tego, trzeba chcieć. Zaczniesz chcieć, gdy zrozumiesz całym sobą, że to Ci szkodzi. Walka z objadaniem się? Pokonaj się nie łataj dziur emocjonalnych kolejnym ptysiem( to też mam za sobą, i kilkadziesiąt kilo więcej...) Czy alkoholik nie musi spaść na dno, nie musi poczuć,  tego dna, obrzydzenia do samego siebie, żeby zrozumiał i prawdziwe zachciał?
Być może samobójcom zabrakło jakiegoś bodźca, czegoś co zawróciłoby ich z drogi, ... nie wiem, nie wiem też czy w alkoholizmie tak to wygląda, , ale chyba tak.
Ja znienawidziłam swoje drugie ja, które przyzwyczajone było do ciemności, bo tak było lepiej przeżywając strach, cierpienia, ból fizyczny, i zwykłe przemęczenie, brak porozumienia w rodzinie. Zaczyna wygrywać to Ja, które zobaczyło słońce i chce je widywać, widzieć  kąpać się w nim. Ja, które chce z cierpienia czerpać siłę- Życie takiej jest że się czasem cierpi. Wciąż chodzę po wspomnianej równoważni... w śliskich pantofelkach. Spadam, jeszcze spadam.Nie boję się już próbować. To znaczy boję się, ale nie rezygnuję. Ale ciepło tego co na górze każe mi się wygramolić z dołu. Myśl i smutek powracają, odpycham je jak muchę końską. Myśli i smutek czasem kuszą, usiądź, nic i tak się już nie wydarzy, wszystko jest źle, jesteś do niczego, życie jest nic nie warte... tu jest bezpieczniej, nic nie musisz robić, uśmierzymy ból, schowamy się, przestaniemy czuć... Przyznaje rację, no tak... i potem znowu te torsje... " detoks" wywalanie z siebie gniewu, smutku, ale to już jest uwalnianie się, z dużą ulgą, wiem, że mi to pomaga, muszę się wykrzyczeć, wybiegać, wypłakać, zrzucić ten balast, zrobić wokół siebie miejsce, skupić się, że teraz w tej chwili jest dobrze... dbać o te chwile.W końcu przestanie mnie to nękać. Mam nadzieję, że będę mogła przestać być czujną.Albo może o to właśnie w tym chodzi? Alkoholik świadomie nie pije, odmawia, pilnuje się, jest na baczności, ale jest i dumny, cieszy się bo widzi trzeźwo każdą chwilę, ktoś kto rzucił papierosy, czuje, że jego życie przestało być zadymione, ktoś kto przestał się objadać, też się pilnuje, ale czuje ulgę jest sprawniejszy, też jest dumny.Narkoman, który przezwyciężył głód i swoją słabość, jest szczęśliwy, że ktoś mu pomógł dostrzec inną, lepszą stronę życia.  Może moja czujność, to nagroda, za rzeczywiste życie? :)Czujność staje się podziękowaniem za życie, za możliwość przezywania chwili? Za możliwość wyboru? za możliwość... chęci... do życia:) Kocham moje radosne dni, nawet w trudnych chwilach wykrzesane.

                                                                                                              Balonik

7 komentarzy:

  1. Jak bardzo z serca chciałabym, aby ktoś z rodziny znów chciał walczyć, mimo potęgi tej choroby-to nie jest ta sama osoba-depresja zabija! Nienawidzę tej bezradności, która trwa, a ja nie potrafię pomóc-to boli jeszcze bardziej niż własne trudności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jesteś bezradna :) pomagasz - jeżeli jesteś przy tej osobie i ją wspierasz to nawet nie wiesz jak bardzo pomagasz :) Nie jest to łatwe, ale trwaj bądź ...

      Usuń
    2. Tak, to boli, patrzeć jak ktoś bliski osuwa się na dół.. osobie z depresją potrzebny jest zawsze ktoś, kto przy niej jest, i chociaż często jest tak, że nie widać aby to widziała, czuła, nie ma reakcji, widzisz, że Twoje starania, martwienie się nic nie daje... ale uwierz, że nie ma nic ważniejszego dla chorej osoby. Ona czuje i wie, tylko nie ma siły, jeszcze nie ma siły. z czasem będzie mogła powiedzieć, jak wiele dla tego kogoś zrobiłaś. z całego serca wierzę w to.bezradność w takim przypadku- to zostawienie takiej osoby- Ty tego nie robisz. Wszystkiego dobrego, i powodzenia życzę,wytrwałości.
      Balonik

      Usuń
  2. Początek brzmi jak u mnie. Co prawda nie depresja stała się moją naturą, a raczej nerwica, czy borderline...zwał jak zwał. Źle mi gdy czytam, że te radosne dni sa tak wykrzesane... Takie ulotne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z czasem radosnych dni będzie więcej, trzeba dać sobie czas i pamiętać o tym że smutek to też naturalna emocja człowieka :) nie należy tylko się w niej zagłębiać. Akceptuj zarówno smutek jaki szczęście :) i daj sobie czas... pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
    2. Radosne chwile są wykrzesane, ale mam ich coraz więcej, coraz łatwiej mi je utrzymać, a i samo krzesanie daje radość- na moim etapie wychodzenia z depresji :) nie chcę aby komuś było źle, bo chwile dobre krzesane są. Cieszę, że że już potrafię je krzesać- kiedyś, całkiem niedawno nawet nie chciałam ich krzesać, byłam przeciwko. Ulotne- bo nie mogą trwać cały czas. ale jak motyle, odlatują i przylatują i są piękne i to jest ważne:)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)