Tak właśnie, każdy, kto ma epizod zachorowania psychicznego, stale wraca do tematu choroby, stale o niej pamięta, kręci się wokół tematu swojej historii. Czujemy się dotknięci i naznaczeni, jakbyśmy mieli to wypisane na twarzy, traktujemy jak bolesną bliznę poparzenia. Stale mówi się o swoim zachorowaniu, o lekach, wyczuleni na siebie, krytyczni wobec siebie, stale pod kontrolą: „ Jestem normalny czy nie normalny?” Czujemy się gorsi, często sami spychamy się na niziny poczucia wartości. Często czujemy się ani zdrowi, ani chorzy. Potrzask. Unikamy rozmów na temat z osobami spoza „Branży”( To określenie doprowadza mnie do szału), żeby tylko nikt się nie domyślał. Czy „branża”, czyli chorujący psychicznie to zawód? Być, jak mówi się potocznie : świrem, wariatem, psycholem, to zawód? Sami chorujący kategoryzują się. Dlaczego tak się dzieje? Tak po mojemu, to zaklinamy rzeczywistość. Pragniemy odczarować chorobę i siebie w chorobie, a przecież w większości przypadków jest to choroba do końca życia. Chorujący dbając o siebie, biorąc leki, uczestnicząc w terapiach, może normalnie żyć, pracować i robić fantastyczne rzeczy, tylko trzeba się pogodzić z tym, że ma się przypadłość psychiczną. Wielu z chorujących nie chce się pogodzić z tym faktem, lepiej się poczują i odstawiają leki, wydaje im się, że są zdrowi, a są zdrowi, bo właśnie biorą leki. Przestają brać leki, potem szpital, potem po szpitalu, potem chwila życia, uporanie się z problemami, potem odstawienie leków i znowu szpital. I tak w kółko. Błędne koło. Zaklęty krąg choroby.
A wystarczy się dostosować do siebie, wprowadzić dyscyplinę. Trzeba brać leki, to trzeba i dzięki temu żyję i zdrowo funkcjonuję. Mogę pracować, wychowywać dzieci, mieć rodzinę. A właśnie, jeśli wcześniej rodzina się nie odsunęła z powodu brania leków, jak ja to mówię na mózg. Problem bycia
z chorobą w rodzinie i wokół jest bardzo złożony. I zastanawiam się dlaczego podejrzliwie patrzą na nas inni. Zastanawiam się: Jesteśmy dziwakami? Odbiegamy od normy? Biorąc pod uwagę umiejętności chorujących, to często wybiegamy poza normę. Wiecie co, przeciętniak nam zazdrości, czyli zazdrości wszystkiego, co z nami jest związane, choroby też. Dlatego zaakceptujmy siebie takim jakim jesteśmy a wszystkie drzwi staną przed nami otworem. To dotyczy nie tylko chorujących, ale zdrowych również.
Belka
Tak! akceptacja tego co spotkało, jest jak balsam dla duszy. pamiętam,że kiedy zaakceptowałam pewne sytuacje to okazało się, że jestem w stanie o nich głośno mówić, bez wstydu i skrępowania.a przede wszystkim bez poczucia winy. Taka jestem, i już, takie coś mi się przydarzyło... i dobrze!
OdpowiedzUsuń