wtorek, 19 marca 2013

Kim Jestem?


   Pracuję 23 lata w swoim zawodzie, przez ten czas miałam dwa epizody pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Obecnie jestem w ciągłości pracy, pracuję na pełny etat, nie staram się nawet o orzeczenie o niepełnosprawności, bo i po co, skoro funkcjonuję zdrowo. A to, że miałam dwa zachorowania nic nie znaczy, dla mnie.
- Ale teraz kim jestem?
- Czy nadal jestem pacjentką?
- Czy przynależę już do chorych i nie ma odwrotu?
- Czy pracując, wychowując dzieci, pracując dla dzieci jestem nadal pacjentką?
- Czyją pacjentką?
- Czy korzystanie z Poradni Zdrowia Psychicznego raz na trzy miesiące czy pół roku daje przyzwolenie innym, żeby mówić o mnie „pacjentka”?
- Czy, gdy raz się zachoruje psychicznie, na zawsze zostaje się pacjentem szpitala psychiatrycznego?
-  Kiedy jest się pacjentem?
- Czy nie jest przypadkiem tak, że gdy choroba wróci i trafi się na oddział jakikolwiek, jest się na zwolnieniu lekarskim, to właśnie wtedy jest się pacjentem?
     No, na miłość Boską, wtedy jest się pacjentem, bo pozostajemy w szpitalu i trzeba nam się podporządkować tam panującym zasadom. Szpital psychiatryczny, to jest tylko szpital, a życie po szpitalu toczy się dalej. W szpitalu leczy się ludzi, ustawia leczenie, w innym robi się operacje, w innym gastroskopię i można by tu wymieniać gdzie, co i jak, ale jak się wychodzi na przykład z urazówki, to przestaje się być pacjentem. Tak samo, gdy wychodzi się ze szpitala psychiatrycznego przestaje się być pacjentem. Czy mamy się kategoryzować, bo mieliśmy epizod bycia na takim a nie innym oddziale? Przestańmy wreszcie mówić o sobie „pacjenci”. Jesteśmy ludźmi pozostającymi w stanie zdrowia. Jest stan choroby ale i zdrowia. To, że łykamy tabletki nie obliguje nikogo do mówienia o nas „pacjent”. Każdy w swoim życiu łykał jakieś tabletki, bodaj na ból głowy.
-  To też jest pacjent? Czyj? Kogo?

Może jest zbędne zastanawianie się kim się jest, ale nie dla mnie. Całe moje zachorowanie przed laty w niczym mi nie przeszkodziło, ani w życiu, ani w pracy, ani w wychowywaniu dzieci. Nie rozczulam się nad sobą i nie mówię jaka to jestem biedna, bo byłam pacjentką szpitala psychiatrycznego. Życie toczy się dalej.

Poruszam kwestię nazewnictwa, ponieważ wiele osób przyszłoby po pomoc, gdy jest im potrzebna, ale boi się właśnie tej kategoryzacji, naznaczenia i przynależenia do „bycia pacjentem” do końca życia. A od słów wszystko się zaczyna. Jest myśl to jest i słowo, a za tym idzie działanie.

                                                                                                                         Belka


3 komentarze:

  1. masz inne przeżycia! ja znów mam grupę inwalidzką ale ze względu na chory kręgosłup ... przez 30 lat byłem dyskryminowany bo stanowiłem zagrożenie paraliżem ... a takich się nie zatrudnia na stałe etaty ... zazdroszczę ci,że możesz sprawnie poruszać się i pracować:) zdrowia Ci życzę i trzymaj się zdrowo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za życzenia. Takich paradoksów jest bez liku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały tekst. Epizod... odpowiednie słowo. Odpowiednim też wydaje się być doświadczenie choroby psychicznej- usłyszałam od pewnej pani- po takim doświadczeniu, jesteśmy bogatsi, ale ... życie nadal trwa:) pozdrawiam i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)