sobota, 30 sierpnia 2014

ZAPRASZAMY !!!

środa, 27 sierpnia 2014

Nasza Agnieszka prosi o wsparcie w konkursie :)

Depresja: nie jedno ma imię...

Spirala

Wszystko było dobrze do pewnego momentu, myślę tak, ponieważ wcześniej mimo tragicznych przeżyć jakoś się podnosiłam i parłam dalej w tym moim życiu.

Gdy po urlopie wychowawczym wróciłam do pracy wszystko się zaczęło, to był początek końca.

Małe dziecko, praca na całym etacie, wychodzenie z domu o 6 rano i powroty o 18, sprawiały że w soboty i w niedziele nie wiedziałam co właściwie mam robić. Zajmować się stęsknionym dzieckiem, sprzątać, gotować, czy może odespać kilka godzin? Do tego praca w korporacji, która wyniszcza ludzi, zwłaszcza tych wrażliwszych, bo tam trzeba „zapomnieć o ludzkich sprawach”. Zbyt wiele czynników nałożyło się na moją depresję, ale tak naprawdę wydaje mi się, że przyczyna leży w mojej głowie i duszy, przyczyna leży w schematach wyniesionych z domu i powielanych , przyczyna leży w strategiach , jakie w życiu obieramy aby coś osiągnąć. Moją strategią, którą niestety wyniosłam z domu, była strategia - i w pewnym sensie nadal jest – że trzeba zasłużyć na miłość, dobrą opinię u innych - zasłużyć, zapominając absolutnie o sobie. Chaos, który panował w domu, przeniosłam na moje życie rodzinne - i nie wiedziałam, nie rozumiałam, czemu mi się nie układa. Popadałam w coraz większe zmęczenie, rano wstawałam z nienawiścią, i myślami, że znowu muszę to i to, chciałam skończyć z życiem, bo wszystko nie miało sensu, nie widziałam celu, wszystko było niepotrzebne, wszystkie podejmowane decyzje kończyły się fatalnie. Źle postrzegałam ofiarność i pomoc innym, uzależniałam się od ludzi, przenosząc na nich moje kłopoty, licząc na to, że to oni je rozwiążą. Jak dziecko…

Byłam zupełnie odrealniona, przestałam już wiedzieć, co jest moim prawdziwym odczuciem, a co chorobą, przestałam wiedzieć czego chcę, a co jest tylko tupaniem w podłogę małej dziewczynki, przestałam mieć kontakt ze sobą.  Wszystkich  dokoła obwiniałam za moje nieszczęścia, zapominając, że inni też je mają. To była wybitna spirala. Myślami i negatywnymi uczuciami zapędziłam się na samo dno spirali i nie potrafiłam z niej wyjść. Jedna myśl potrafiła położyć mnie do łóżka na kilka dni, tylko dlatego, że byłam mistrzynią w analizie moich postępowań. I analizowałam innych, byłam absolutnie pewna, że wszyscy są źli, chcą mnie wykorzystać,  skrzywdzić, że nie ma dobra, że serce, które im okazuję jest wykorzystywane…

Wydawało mi się, że jeśli zrobię absolutnie wszystko o co ktoś mnie prosi, zwłaszcza ktoś kogo kocham, to on zrobi absolutnie wszystko dla mnie. Im bardziej się starałam, tym bardziej czułam się samotna, odtrącona, i wykorzystywana. Potem oddalałam się, i znowu narzekałam, że mnie nikt nie rozumie, nikt mnie nie chce, nie kocha, że ze mną jest coś nie tak. I od nowa, zapadanie się w sobie, spanie, zmęczenie, ucieczka od ludzi, bo po co ja mam się starać, skoro oni nie rozumieją, że ja chcę, że kocham, że jestem oddana… Musiałam zasłużyć, a cokolwiek zrobiłam, nadal nie zasługiwałam. I od nowa… spanie… zapadanie się. Potem było jeszcze gorzej. Stałam w moim życiu w czarnym lesie i już nie wiedziałam, czy mam iść mimo wszystko, czy czekać, nie wiedziałam nawet, czy to , że jestem w czarnym lesie, jest prawdą, czy to tylko mój chory mózg. I wchodziłam do łóżka na długo, i znowu analizowałam, negatywne myśli  napędzały kolejne.

Rozstałam się z mężem, straciłam pracę, umarła mama, wszystko w pół roku. Koniec. Zaniedbałam nawet pewne sfery życia mojego dziecka. Pogodziłam się, że jestem w bagnie i czekałam już tylko na śmierć. Powolną, bo bagno wciąga w swoim czasie. Albo na mój samobójczy krok.

Chorujesz? Pracujesz?

Znaj swoje nie tylko obowiązki ale i prawa !

       Pracuję sobie spokojnie, a jestem osobą korzystającą z Poradni Zdrowia Psychicznego. 
Pracuję w pełnym wymiarze czasowym. Nie uchylam się od obowiązków. Swoją pracę wykonuję rzetelnie, uczciwie i z pełnym zaangażowaniem. Nie posiadam i nigdy nawet nie starałam się o orzeczenie
o niepełnosprawności. Podlegam takim samym obowiązkom jak każdy inny pracownik. Nie oczekuję, że będę traktowana inaczej z powodu korzystania z wyżej wymienionej poradni. Nie rozczulam się nad sobą, a o chorobie nie myślę na co dzień. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Nie oczekuję rozczulania się
 i litowania z powodu mojego „wariactwa”. Nie uważam siebie za osobę pokrzywdzoną przez los. Jednym słowem: żyję i mówię : „ Dajcie mi żyć spokojnie.” 
Dlaczego to piszę? 
Jak każdy pracujący podlegam okresowym badaniom lekarskim. Po ostatnim pobycie w szpitalu pięć lat temu, a był to drugi mój pobyt od czasu mojego zachorowania, otrzymałam zaświadczenie o zdolności do pracy na pięć lat. Zakład pracy skierował mnie na kolejne badania na dwa lata przed upływem daty kolejnego badania. Powiedziałam wówczas, że mam na pięć lat ważne badania lekarskie. Nie przemówiło to do kadrowej. Nie chciałam się zgodzić na wizytę u lekarza medycyny pracy, lecz pod namową koleżanki wzięłam skierowanie i załatwiłam sprawę. Lekarz przeprowadził ze mną wywiad, zbadał
i wystawił zaświadczenie na kolejne trzy lata. 
I co się dzieje w tym roku? 
Zakład pracy kieruje mnie po raz kolejny na badania przed upływem daty kolejnego badania. Tym razem postanowiłam nie zgodzić się na taką sytuację. Poszperałam w internecie i znalazłam przepis mówiący, że decyzję o zdolności i termin kolejnych badań lekarskich przypada lekarzowi Medycy Pracy
 i to jest wiążące dla pracodawcy. Kierowanie przez zakład pracy na badania przed upływem terminu kolejnych badań jest bezpodstawne, nawet w przypadku gdy w trakcie ich ważności chorowałabym dłużej niż trzydzieści dni. Żaden przepis nie mówi o tym, że osoba korzystająca z Poradni Zdrowia Psychicznego ma raz w roku poddawać się badaniom kontrolnym. Poszłam więc do odpowiedniej komórki zakładu pracy i zażądałam, aby mi okazano do kiedy mam ważne badania. Pani otworzyła segregator na starym zaświadczeniu.
Uparłam się, żeby przewertowała dokumenty i ponownie sprawdziła zaświadczenie. Postawiłam na swoim i wytłumaczyłam Pani, że dałam jej jej zaświadczenie o zdolności do pracy rok temu. Dziwnie szybko znalazł się dokument z właściwą datą, potwierdzającą aktualne badania.

Zostawiłam jej skierowanie na biurku i wyszłam.
Czy Pani się pomyliła? Czy przeoczyła?
- Nie sądzę, ponieważ sytuacja powtórzyła się.
 Poprzednim razem zapytała czy bolało pójście do lekarza.
Teraz odpowiedziała, że odszczekuje pomyłkę. Raz mogę zrozumieć, ale jeśli sytuacja się powtarza,
a w to już wierzyć mi się nie chce i podejrzewam pracownika o naznaczanie mnie, o stygmatyzację z powodu moich odwiedzin Poradni Zdrowia Psychicznego. 
Bo jeśli nie jest jak myślę, to Pani za biurkiem źle wykonuje swoją pracę i jest niekompetentna.
                                                                                                         
                                                                                                                Elżbieta Żłobicka