I zostałam sama, zupełnie sama. Dni mijały powoli, noce się dłużyły… sama. Leżałam w łóżku, spałam, śniłam… w pół śnie, w pół na jawie, sama w pościeli, łóżko bolało, bolało ciało… usłyszałam delikatny trzask… pół sen spotęgował go do trzasku pękającego lodowca… w moim sercu zalągł się strach, w mojej głowie zaroiły się potwory… stanęłam na równe nogi i wzięłam długi drut, którym dziergałam szalik kolejny i kolejny, i cicho, cichutko na palcach przeszłam do przedpokoju… nikogo nie było… już wracałam do łóżka
i znowu ten trzask, zaczęłam się bać jeszcze bardziej, nie wiedziałam skąd on pochodzi i nagle stanęłam przed lustrem… w ciemności zobaczyłam rysę na nim, przechodzącą z jednego rogu do drugiego.
Stanęłam i patrzyłam w lustro , widziałam siebie przełamaną przez pół… I nagle znów trzask… to pękało lustro i im dłużej stałam, tym bardziej ono pękało… pajęczyna pęknięć na lustrze zaczęła mnie dziwić i pomyślałam, że nieszczęścia mieć nie będę, ponieważ lustro samo pęka. Coraz więcej i więcej… aż byłam cała popękana w kawałki… i to lustro, ta tafla zaczęła pęcznieć i ruszać się, jakby nie mieściła się w ramie. Usłyszałam ogromny huk pękającego szkła… Odłamki lustra wbiły mi się w ciało. Te wszystkie odpryski… bólu nie czułam fizycznie, ale czułam jak każde moje spojrzenie w lustrze rani mi duszę. Największy kawał wbił mi się serce. Czułam jak ból promieniuje mi do duszy, jak ją pożera i niszczy. Umierałam, ale siłą woli jeszcze żyłam, czułam te okrutne lustrzane odbicia, które się potęgowały i jedno odbicie rodziło następne. Tysiące, miliony odbić tak, że cała byłam jednym wielkim odbiciem I wtedy zaczęły wracać wszystkie wspomnienia, niestety wszystkie. Wyciągałam co miałam w domu, listy, ubrania z wszystkich zakamarków, wyciągałam wszystko i wszystko odbijało się we mnie, każdy przedmiot, każdy list , każde ubranie odbijało się we mnie. Teraz ja byłam lustrem. Dlaczego to tak bolało. Dzisiaj tego już nie wiem, ale pamiętam że bolało. Przeszłam na drugą stronę, stronę bez odwrotu, stronę jakiej nie znałam… byłam tam, gdzie nie wszyscy być potrafią, po drugiej stronie lustra. I wszystko widziałam odwrotnie, widziałam ludzi, zdarzenia, siebie, lecz po drugiej stronie…
i znowu ten trzask, zaczęłam się bać jeszcze bardziej, nie wiedziałam skąd on pochodzi i nagle stanęłam przed lustrem… w ciemności zobaczyłam rysę na nim, przechodzącą z jednego rogu do drugiego.
Stanęłam i patrzyłam w lustro , widziałam siebie przełamaną przez pół… I nagle znów trzask… to pękało lustro i im dłużej stałam, tym bardziej ono pękało… pajęczyna pęknięć na lustrze zaczęła mnie dziwić i pomyślałam, że nieszczęścia mieć nie będę, ponieważ lustro samo pęka. Coraz więcej i więcej… aż byłam cała popękana w kawałki… i to lustro, ta tafla zaczęła pęcznieć i ruszać się, jakby nie mieściła się w ramie. Usłyszałam ogromny huk pękającego szkła… Odłamki lustra wbiły mi się w ciało. Te wszystkie odpryski… bólu nie czułam fizycznie, ale czułam jak każde moje spojrzenie w lustrze rani mi duszę. Największy kawał wbił mi się serce. Czułam jak ból promieniuje mi do duszy, jak ją pożera i niszczy. Umierałam, ale siłą woli jeszcze żyłam, czułam te okrutne lustrzane odbicia, które się potęgowały i jedno odbicie rodziło następne. Tysiące, miliony odbić tak, że cała byłam jednym wielkim odbiciem I wtedy zaczęły wracać wszystkie wspomnienia, niestety wszystkie. Wyciągałam co miałam w domu, listy, ubrania z wszystkich zakamarków, wyciągałam wszystko i wszystko odbijało się we mnie, każdy przedmiot, każdy list , każde ubranie odbijało się we mnie. Teraz ja byłam lustrem. Dlaczego to tak bolało. Dzisiaj tego już nie wiem, ale pamiętam że bolało. Przeszłam na drugą stronę, stronę bez odwrotu, stronę jakiej nie znałam… byłam tam, gdzie nie wszyscy być potrafią, po drugiej stronie lustra. I wszystko widziałam odwrotnie, widziałam ludzi, zdarzenia, siebie, lecz po drugiej stronie…
Belka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)