poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Chcę być sama...


 Jestem realna, autonomiczna, zdrowa tylko wtedy, gdy jestem sama.Tylko wtedy, gdy jestem zmuszona do angażowania samej siebie do opieki i dbania o samą siebie. Chyba tylko w taki sposób zaczęłam wychodzić bardzo powoli i mozolnie z choroby.

    W pewnym momencie gdy życie zaczęło przerastać, zmęczenie nie opuszczało,  nawet na minutę, starałam się "zepchnąć"- wręcz błagałam- opiekę nade mną  na kogoś innego- na męża. Przestawałam być samodzielna , autonomiczna, byłam zagubiona, słaba, pogrążona, oczekiwałam, że inni mi pomogą, wyciągną rękę, zrobią coś, co jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zabierze ode mnie bezsilność i przeraźliwy smutek.
To był pierwszy tak poważny rzut choroby.
 Czy miałam prawo oczekiwać wsparcia? Pomocy? Czy to moje wewnętrzne nieporadne dziecko, które ujawniło się w obliczu trudnych, dramatycznych przeżyć, miało prawo się ujawnić? Zdusić dorosłość, autonomię,
 pewność i wiarę w siebie?
To jak pokazanie słabości...ucieczka...wygodnictwo...
Strach przed powrotem do męża, do życia sprzed choroby wiąże się z osłabieniem ... własnego zdania? przymusem podporządkowania się?
sama nie wiem, jak to nazwać. znowu poddam się tym pokładom wiary, że on będzie potrafił pomóc, poradzi sobie, że ochronni...łatwiej wtedy popaść w ... stan depresji i schować się w sobie... czy to tak właśnie działa?
Dopóki jestem sama, uczę się liczyć na siebie, wierzyć sobie, słuchać siebie.
 Czy to oddala od innych, od szczęśliwego życia? Tak wygląda moja depresja?
 Pomagaj, ale nie zbliżaj się zanadto, bądź obok, ale nie ingeruj, nie krytykuj, nie wpływaj, nie rozliczaj. Nawet teraz mam wrażenie, że się pogubiłam, że mam kłopot z uważnością, abym mogła ją odzyskać, ustalić własną równowagę, potrzebuję ciszy i spokoju, wyizolowania od cudzych wpływów, cudzych problemów, potrzebuję ciszy, spokoju radości, i zapomnieć o jakiejkolwiek presji, presja, mnie wyniszcza i niemal zabija umysł, wypala, jak papieros dziury w tapczanie...
Mój stan mogę teraz tak opisać- idę  szlakiem w górach,  nie chcę, nie potrzebuję nikogo obok,
z nikim nie chcę dzielić tej wędrówki, bo każde słowo, każdy krok innej osoby,zgrzyt buta o kamień,
 każde kaszlnięcie, uśmiech,  wdzierają się między mnie a to co otacza, odbiera możliwość chłonięcia każdym zmysłem siebie w tym co otacza, tak silna jest potrzeba zakorzenienia, przywiązania, skupienia, bycia w sobie, ze sobą. Czy do powrotu do równowagi potrzebna jest samotność? im więcej ludzi wokół  tym ja jestem w większym chaosie, im bardziej jestem sama,
tym bardziej, jestem bliska równowagi... im więcej ciszy i spokoju wokół mnie, tym łatwiej mi jest coś zrobić, zaplanować, podziałać, zapanować nad zbliżającymi się emocjami, nie daję rady z jakąkolwiek presją, każdy coś ode mnie chce, oczekuje, wymaga, nie daję rady być z ludźmi, wołam, że chcę być sama, dajcie mi spokój.
A z drugiej strony, ... ratujcie, pomóżcie, nie do końca wiem co się ze mną dzieje, chcę spokoju
i ciszy...chcę płakać, wypłakać się, uwolnić to co złe we mnie, zabierzcie mi to!
                                                                                                                                     Balonik

P.S. dzisiaj upadłam, depresja a właściwie drobna niemiła sytuacja  rzuciła mną jak szmacianą lalką o ścianę, boli, trzęsę się z płaczu, i słabnę, bo nie radzę sobie z prostymi sprawami, nie obroniłam się przed czyimś chamstwem, czyjąś zwykłą podłością. I gotowe. Z balonika powietrze schodzi, balonik spada.Chcę być sama.


7 komentarzy:

  1. Baloniku...Jak się dziś masz?
    Wiesz Twój tekst bardzo mnie poruszył, może dlatego iż przeżywam podobnie jak Ty ...Gdy jestem sama to osiągam równowagę ... Równowagę między choroba a zdrowiem, między moim wewnętrznym"Ja" a zewnętrznym, miedzy ciszą a chaosem...Gdy pojawiają się ludzie obok mnie ja zatracam się w nich, znikam, nie ma mnie... są tylko oni...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, mój tekst pisany pod wpływem chwili, pod wpływem emocji, i obecnego stanu, sam w sobie może jest chaotyczny, bo gonitwa myśli, uczuć emocji, nie ustaje.
    zatracanie się w innych czyli myślenie o nich? zapominanie o sobie? a potem chwila zastanowienia, i myśl o rany a gdzie Ja w tym wszystkim? nie daje się rady, wypala, wszystko się pogłębia.
    cisza z chaosem się miesza, i umysł nie nadąża.
    boję się, że bardzo długa droga jeszcze przede mną.
    Balonik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bój się Baloniku tej "długiej drogi" on jest owszem kręta i czasem bardzo wyboista, ale każda droga dokądś nas doprowadza. Czasem musimy iść nią długo by znaleźć ten właściwy kierunek...Nie jesteś już sama...

      Usuń
  3. Poruszający! Bolący! Jak pomóc?! Powiem jedno, to co powtarzałam córce, gdy przeżywała depresję: ogrody spokoju są w nas samych. Spokój jest w nas samych, dom jest w nas samych, my jesteśmy domem, spokojem i miłością... Pamiętając o tym, stwarzając swój własny świat ludzie, choć w tłumie się znajdziesz nie dotkną. Wiesz co, ja myślę, że gdy otoczymy się pozytywem, czyli tak jak powietrze balonu jest otoczone barierą, tak my powinniśmy bronić siebie. Nie poddawać się naporowi innych. Jak to zrobić. Drobnymi kroczkami zmienić tory myślenia, postanowić sobie takie zachowanie, jakie uznajemy, że będzie dla nas najlepsze, dążyć w tym kierunku i gdy się potkniemy, nie robić sobie wyrzutów, żadnych. Jesteśmy jedyni, niepowtarzalni, wyjątkowi i nikt nie ma prawa nami szarpać. Dzisiaj kolega niby w żartach szturchnął mnie. Zareagowałam od razu, mówiąc mu, żeby tego nie robił. Puścił do mnie oko, ale wiem, że tego więcej nie zrobi. Byłam oburzona jego zachowaniem, wkurzył mnie. Kiedyś przemilczałabym i nic nie powiedziałabym, co jest jednoznaczne z przyzwoleniem takiego zachowania. Nikt nie będzie mnie szturchał.I Ty sobie powiedz:" Nikt mnie już nie dotknie, nikt nie będzie mnie szturchał, nikt mną szastał, nikt więcej nie rzuci mną jak szmacianą lalką" Siła jest w Tobie.Ela.

    OdpowiedzUsuń
  4. WITAJ, właściwie to nie lubię słowa "depresja", źle mi się kojarzy, choć mniemam ,że nigdy mnie nie dopadła i wcale za nią nie tęsknię,to jednak boję się jej.Czasem zdarza się ,że mam gorszy dzień i natłok myśli,pragnień, uczuć dobija mnie, a mój duch cierpi i jest jak za duża stopa w ciasnym bucie,to najlepszy jest wtedy dla mnie jakiś wysiłek fizyczny, który mnie mocno zaabsorbuje i do reszty pochłonie. Oczywiście najłatwiej katować się i leżeć na kanapie udając,że z zaangażowaniem ogląda się coś w tv.Jednakże najtrudniej zmusić się do wyjscia na świeże powietrze i poprostu zmęczyć ciało a duch się oczyści.Przynajmniej na ten czas zapomnisz o problemie, który czasem urasta w naszym umyśle do wielkich rozmiarów a w dobrym dla nas czasie jest małą kałużą do przeskoczenia.CZŁOWIEK Z NATURY JEST SILNY!!! pOZDRAWIAM -OB

    OdpowiedzUsuń
  5. Karolino, tak... nie jestem sama... tak wiele mi dajecie, sam fakt, że ktoś rozumie , że można napisać, że ktoś wie i pyta -jak tam u Ciebie,... DZIĘKUJĘ!
    Elu, tak właśnie chodzi o te wyrzuty, wciąż zbyt krytyczna jestem dla siebie, wciąż łatwo mi wmówić, że jestem do niczego a ja w to wierzę za każdym razem, gdy ktoś jest silniejszy ode mnie... chcę mieć to już za sobą i terapie, i te okropne stany, i chce być na prostej- tak będzie- ale terapia czasami jest dotkliwa, dlatego się boję tej swojej drogi.
    Dziękuję, że jesteście!
    Balonik
    ps. OB owszem , wysiłek fizyczny to dokonała terapia- dla ciała i umysłu- pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)