niedziela, 29 września 2013

„Wracając z Działki”

fot. Karolina Fechner
A tak sobie wracałam z działki. Szarawo... słońce już zaszło
i robił się mrok... Buty utytłane w błocie, ponieważ ziemia mokra. I tak sobie szłam, niosąc worek z warzywami na plecach. Ach, nie martwcie się, niezbyt duży... niezbyt ciężki... Idę i tupię nogami, aby błoto z nich strząsnąć, a tu widzę idzie sobie jakiś mężczyzna z rowerem.
-To jeszcze Pani pamięta, jak to buty się otrząsa z błota, bo kiedyś to tak się robiło. Na przykład ze śniegu tak się otrząsało buty, tak się nimi stukało, jak Pani to robi.
Zrównałam do niego kroku i idę, a nieznajomy mi tłumaczy, jak to buty się otrząsało.
-A, wracam od znajomej. Dała mi ciastek, chleba i takich różności, że przetrwam ze dwa dni. Byłem u niej pożyczyć dwadzieścia złotych, bo wie Pani, za tysiąc sto, to kto przeżyje. Porobi się opłaty i już na życie nie wystarcza. A ja sam wszystko sobie robię, gotuję, sprzątam. Wszystko sam, ale niektórych rzeczy nauczyła mnie mama.
-Mamy są potrzebne- wtrąciłam.
-Ach, wie Pani, wszystkiego sam się nauczyłem, a teraz śliwki sobie zrobiłem. W słoiki, zagotowałem i już będzie na trochę. A co Pani tam niesie w tym worku? Pokrzywy?
Uśmiechnęłam się.
-Nie, seler i inne warzywa.
-Acha... A wie Pani jaki jest dobry sok z naci selera?
-Wiem.
-Moja znajoma mnie poczęstowała. Zgniotła nać, dała do sokowirówki i aż jedną szklankę mi dała. Bardzo dobre to było. Bo wie Pani, ja nie narzekam, ja żyję, a moi koledzy? Było ich piętnastu, zostało pięciu. Prawie wszyscy zmarli, a ja żyję. Teraz to tylko chemia, wszędzie chemia, dlatego ludzie tak umierają. Na cmentarzu pełno młodych ludzi leży. A ja żyję.
Zrozumiałam, że ceni sobie życie i w ten sposób wyraża chwałę.
fot. Karolina Fechner
-Bo wie Pani, jakby nie było chemii, to dłużej żylibyśmy. Moja znajoma z mniaturowych pomidorów zrobiła przetwory. Ale to dobre. Jak taki człowiek głodny, to wie co dobre. Najgorzej jest przetrwać, jak już tak dwa dni nie ma co jeść i dostanie taką paczkę, jak ja, to idzie przetrwać. Bo ja też niosę reklamówkę, z jedzeniem- powiedział z dumą- Pani też ciężko nieść- stwierdził.
-Nie narzekam
-Bo wie Pani, wszystko nam zabierają, nic nie dają, państwo nam wszystko zabiera, nie ma za co żyć.
Poczułam, że wchodzimy w etap narzekania na system.
-Ach, co tu mówić o smutkach- zwróciłam się do nieznajomego i chciałam dalej pociągnąć swoją myśl, ale przewał mi.
-Bo tak jest, życie jest smutne. O, ja tutaj idę-
i skręcił w lewo, zniknął.
Tak to szybko się stało, że nie zdążyłam zareagować. Chciałam mu podarować seler, czy pora, może cukinię, ale zniknął. Poszłam swoją drogą.

.

                                                                                                Elzbieta  Żłobicka 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)