sobota, 15 czerwca 2013

Bulwersująca sprawa !!!

Otworzyła dziś rano komputer, w piękną słoneczną sobotę.Jeszcze nie piłam kawy. Zaczynam czytać cóż to ciekawego moi znajomi napisali na społecznościowym portalu. Kawa już mi nie była potrzebna. Przeczytajcie. Tekst umieszczam za zgodą Antosiowej Mamy :  Pomóżmy Antosiowi




Wczoraj Antulek miał imieniny. Generalnie nie przywiązujemy wagi do imienin, ale w końcu każda okazja jest dobra żeby zrobić coś fajnego, prawda?
Po południu więc postanowiliśmy odczarować złe doświadczenia z pałacem w Mosznej i wyruszyliśmy na wycieczkę.
Okoliczności bardzo sprzyjające, pogoda dopisała, w czwartek popołudniu jest tam mniej ludnie, sprawdziliśmy że nie była planowana żadna masowa impreza. Więc zapowiadał się fajny czas, mnóstwo otwartej przestrzeni do biegania, fontanna, mostki, wielgachny zamek ( który z historycznego punktu widzenia jest pałacem, ale nie czepiajmy się detali w imieniny). No i tym razem skład osobowy rodziny był pełny, więc i matka spokojniejsza,że Antonio się nie zgubi.

Hania od razu ząrządziła zwiedzanie zamku, jednak etap fascynacji księżniczkami robi swoje. Po wywiadzie w recepcji okazało się, że generalnie nie ma możliwości zwiedzania indywidualnego wnętrz, ale akurat jedna grupa się wysypała i o 18 przewodnik będzie oprowadzał. Do 18 zostało nam 15 minut, więc zakupiliśmy bilet rodzinny i spokojnie czekaliśmy.

To znaczy prawie spokojnie. Na tyle na ile da się poczekać z niespełna trzyletnim bąblem pod pachą. Antoś chciał już i teraz wdrapywać się po schodach, ale udało nam się zapędy eksploratora poskromić do godziny 18. Tyle, że pani przewodnik się spóźniła. No niby nic, 15 minut. Żaden problem. Ale....
Dla Antosia który czekał już dłuższą chwilę to był niemały kawałek czasu. W holu wytwarzyła się jakaś większa grupa emerytów, co jednak zamieszaniem pewnym jest. Antoś po prostu znudzony był komendami " nie wolno", " nie wchodzimy tu", " czekamy" i chciał już pognać przed siebie, przez co chwilkę pokrzyczał.

Nie jakoś wyjątkowo głośno. My wiemy przecież że Antoni może znaaaacznie więcej i głośniej krzyczeć. No ale wydawał z siebie odłosy paszczowe co się ewidentnie nie spodobało pani przewodnik.
Pani przewodnik więc zaleciła nam podanie dziecku smoczka. Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że smoczka nie mamy ale zaraz będzie spokojnie ( wystarczylo ruszyć wreszcie!!!).

Wtedy pani przewodnik wylała z siebie wiadro żółci. Że ona wie że teraz to niepedagogiczne używać smoczka, bo my nowocześni rodzice jesteśmy tak oświeceni, że w ogóle nam się w głowach poprzewracalo i nie umiemy sobie radzić z dzieckiem.

Oho!!!!
Antosiowemu Tacie zaczęła się ruszać szczęka. Wiercenie Antosia ' na barana" nie ułatwiało sprawy, a babsko zamiast nawiajać o historii opolskiego Kopciuszka peroruje pedagogicznie. Podeszłam więc, wyciagnęłam z porfela legitymację Antosia( zresztą pierwszy raz poza autobusami) i powiedziałam , że wprawdzie smoczka nie mamy, ale za to doskonale wiemy jak sobie radzić z naszym niepełnosprawnym dzieckiem i wystarczy by ona zajęła się swoją pracą- oprowadzaniem a natychmiast problem rozwiążemy.

I pani wtedy wniosła się na wyżyny!!! Poinformowała nas że skoro zdecydowaliśmy sie przyprowadzać TAKIE dziecko to powiniśmy zadbać by się należycie zachowywało!!! I że jeśli dziecko będzie wydawało z siebie jakieś dźwięki to nie będzie mogło wejść dalej.

Antosiowy Tata natychmiast wyszedł z holu zamku, z Antosiem rzecz jasna.
Hania w ryk , bo chciała zwiedzać zamek a Tata i Antoś wychodzą. Więc pyta się mnie Hanulek dlaczego oni uciekli. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że ta pani nie pozwoliła Antosiowi wejść. Hania w ryk podwójny z okrzykiem " to mój braciszek, tez chciał zobaczyc schody!!!!".

Podeszłam więc do pani ktora sprzedawała nam bilety i zażadałam zwrotu pieniędzy za bilet, tłumacząc, że wykupiliśmy bilet rodzinny, pani widziała że jesteśmy z dwójką dzieci, nikt nas nie poinformował że wstęp dzieci tylko w pasach bezpieczeństwa i z taśma klejącą na buzi wobec powyższego, po informacji uzyskanej od pani przewodnik nie ma możliwości na realizację usługi którą wykupiliśmy wobec czego żadamy zwrotu kasy ( całe 25 złotych).

Pani recepcjonistka w szoku, rzuciała do przewodniczki ' no pani Krysiu, bez jaj". A pani Krysia na to odpowiedziała , że nas nie będzie oprowadzała i koniec.

Wypełniłam więc formularz tłumaczący korektę paragonu. Pobrałam dane kontaktowe zwierzchnika pani Krysi oraz poznałam pełne personalia Krystyny. Oraz dostałam gorące przeprosiny.
I co z tego?
Hania płakała bo chciała zobaczyć zamek i przykro jej było z powodu braciszka wykrzykując na cały hol " tak nie wolno!!!!" I skutecznie zagłuszając wykład pani Krysi o genealogi rodu Thiele- Wincler.

Pani recepcjonistka bocznym wejściem wpuściła nas do kawiarni pałacowej i oranżerii by Hania mogła cokolwiek zobaczyć. Jak się wówczas czuł Antoś i Antosiowy Tato nie wiem, spotkaliśmy się w ogrodzie pałacowym po chwili. Antosiowy Tato odpalał wówczas jednego papierosa za drugim a Antoś moczył się w fontannie i nie wyglądał na przejętego sytuacją ( choć z relacji Taty po czasie wynika że jednak kryzys przy schodach był).

Hania pytała dlaczego. Nie potrafiłam jej sensownie odpowiedzieć.
I znów poczułam jest jesteśmy rodziną autystyczną. Nie tylko Antoś w naszej rodzinie ma autyzm, tylko wszyscy , cała czwórka jesteśmy wywaleni poza nawias jakiekolwiek społeczeństwa, systemu. Nie mamy płaszczyzny by możliwie normalnie żyć, nawet jeśli bardzo chcemy. I bynajmniej nie z "winy" Antosia.

Ale potem dzieci zaczęły już biegać po parku, my porozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku że nie. Jednak nie. Bo Antoś nie zachowywał się nadzwyczaj inaczej, jakoś wyjątkowo dziwnie czy uciążliwie. Po prostu, jak każde trzyletnie dziecko zmuszone do długiego czekania lekko protestowało.
Pewnie szybko udało by się ten protest zażegnać gdyby tylko dano nam na to szansę.
Nie dano. Podarowano nam za to serię złotych mądrości oraz niezły cios w głowę.
Poniekąd moja wina. Po ciężką cholerę w ogóle wdawałam się z babsztylem w dyskusję? Po co uprzedziłam ( legitymacją), że Antoś jest dzieckiem wymagającym nieco więcej czasu na aklimatyzację?
Trzeba było stać na stanowisku że mamy bilet i nie zawahamy się go użyć a babsztyla mieć w niskim i głębokim poważaniu.

Tytułem wyjaśnienia. O historii zamku w Mosznej mogę sama opowiadać godzinami, zresztą robiałam to nie raz, przez lata z moimi studentami. W końcu jestem historykiem. Obecność więc pani przewodnik była nam de facto potrzebna jak kwiatek do kożucha. No ale samodzielnie wejść nie mogliśmy ( choć uprawnienia muzealnicze mam). Ale, ale... Doskonale wiem, że płaczące głośno i długo dziecko może przeszkadzać grupie w zwiedzaniu, może zakłócać wykład przewodnika więc gdyby rzeczywiście tak się stało natychmiast wyprowadziłabym familię, aż tak egoistyczna nie jestem. Tyle że...Antoś rozdarł się nim baba cokolwiek na temat zamku powiedziała. Cokolwiek!!! Nie dano nam żadnej , absolutnie żadnej szansy na reakcję od razu stawiając nas do pionu, dziób na kłódkę albo wynocha!!!

Więc ja przepraszam bardzo, ale mam takie zapytanie, po ciężkiego grzyba w ofercie zwiedzania jest bilet rodzinny??? Dlaczego na wstępie, na recepcji nie pada informacja, że dziecko jest za małe i wejść nie może???
Oczywiście takie zapytanie skierowałam już do zwierzchnika ' pani Krysi", zobaczymy jakie będzie oficjalne stanowisko.
Pikanterii całej sprawie nadaje fakt, że na teranie zamku mieści się Centrum Terapii Nerwic. No to jakby kwestię zrozumienia w tymże sanatorium mamy już omówioną...

Autor tekstu : http://antulek.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)