niedziela, 9 grudnia 2012

Jestem zlepkiem depresji, nerwicy i psychozy...


          Jestem osobą leczącą się psychiatrycznie. Jestem kobietą po trzydziestce, a łykam tabletki     od 16 lat. Stwierdzono u mnie schizofrenię innego rodzaju. Jestem zlepkiem depresji, nerwicy i psychozy. W sumie miałam 8 hospitalizacji, ale w chwili obecnej jestem w wyrównanym stanie. Samodzielnie mieszkam i sporadycznie potrzebuję opieki. Jestem samodzielna wbrew wszystkiemu. Myślę o pracy zawodowej. Będąc w szpitalu nawiązuje się dużo znajomości i relacji, ale one są nietrwałe i kruche. W szpitalu nie ma barier, jeden drugiego potrafi zrozumieć, jest wzajemnie rozumiana skala problemów życiowych, szczególnie dotyczących codzienności. Wśród chorych istnieje stała rywalizacja, kto jest bardziej chory, kto czym się zajmuje, dowartościowywanie się czyimiś słabościami, kto lepiej poradzi sobie w życiu codziennym, w życiu zawodowym. Priorytetem jest aktywność, przypinanie etykiety zaradnego człowieka i tego, który poddał się chorobie.            Albo jest leniwy, niezaradny, niezgułą życiową. Istnieje bardzo duża koncentracja na sobie, egocentryzm, porównywanie się wśród chorych jest tzw. maska. Im mniej chorzy wiedzą o sobie, tym lepiej osobiście dla mnie, ponieważ oceniają, wyciągają pochopne wnioski, ale też można spotkać, ja tak uważam, że to jest wielki dar, takich którzy dzięki swojej wrażliwości, znają cierpienie, samotność, w pełni akceptują i nie zadają pytań. Chcą się przyjaźnić. Nie chorujący nie mają pojęcia, co to jest choroba psychiczna, nie wiedzą jak człowiek zmaga się na co dzień.                            Oceniają postawy życiowe, które się zmieniają wraz z chorobą, sposób funkcjonowania takiej osoby, a niejednokrotnie wygląd zewnętrzny. Jest to duży problem. Choroba psychiczna niesie ze sobą gro cierpienia wewnętrznego. Tak czy siak, człowiek chorujący psychicznie jest bardzo samotny w chorobie,   a tak niewiele potrzebuje. Miłości, życzliwości, akceptacji... Ale co tu mówić, ludzie zdrowi mają problem z akceptacją między sobą, ze sobą i siebie. Wśród zdrowych lepiej być anonimowym, nie wychylać się, mówić mniej niż więcej, co znaczy: mniej znaczy lepiej. Lepiej dla mnie.
Jeśli chodzi o projekt, to żyjemy w takich czasach, że jest kryzys rodziny, człowieka, finansowy, społeczny, ekonomiczny, każdy ma tyle problemów ze sobą, że nie wiem czy to w ogóle dotrze do ogółu. Na pewno przybliży społeczeństwu osoby leczące się, tę problematykę, ale nie wiem czy w dostatecznym stopniu i ja to rozumiem.
Dla mnie pokrzepiającym jest wiersz prof. Kazimierza Dąbrowskiego „Posłanie do nadwrażliwych”. Osoby chorujące są bardzo wrażliwe niejednokrotnie, mające rozbudowany świat wewnętrzny, mają dużo empatii, mogą wiele innych nauczyć i uczą, jeśli ktoś tego chce.
On pisze: ”bądźcie pozdrowieni, że jesteście leczeni, zamiast leczyć świat” Chodzi o to, że ci ludzie, którzy są odrzuceni, cierpią samotnie, osądzani każdego dnia, izolowani, którzy żyją                 i funkcjonują zupełnie inaczej i zachowują się zupełnie inaczej, niż my sobie wyobrażamy, życzymy sobie, pragniemy. Pochylanie się nad takim człowiekiem, podanie mu ręki , uczy nas nie litości, lecz Prawdziwej Miłości, która wszystko zniesie, wszystko potrafi, wszystko może. A Świat jest jeden...
                                                                                                                                    Aniola

2 komentarze:

  1. akceptacja i życzliwość jest zaprzeczeniem cywilizacji cierpienia ... spójrz wywoływane wojny, skłócanie ludzi, ekstremizm prawicowy! rewolucjoniści lewicowi! a normalnych o ile nie zabiją to zamkną w zakładach psychiatrycznych ... ale jaka cywilizacja tacy wariaci :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny tekst. Ciesz się, jeśli dostajesz to o czym piszesz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)