fot. K. Fechner |
Garnkiem rzuciła o podłogę. Zupa się wylała, rozprysła po całej kuchni. Zacisnęła zęby i pięści, schowała się w sobie.
Ze złości łzy poleciały.
-to wszystko moja wina. umrę, chcę umrzeć. wszyscy będą wreszcie mieli ze mną spokój. tak, umrę...- pobiegła pośpiesznie do przedpokoju, wzięła szalik i obwiązała go sobie wokół szyi. Zacisnęła mocno i coraz mocniej.
Dziecko spało w sąsiednim pokoju, mąż podbiegł, chciał rozwiązać, ona coraz mocniej i mocniej, teściowa krzyczała, a ona wydając z siebie zduszone dźwięki nie odpuszczała.
Mąż z nią walczył, teściowa w panice krzyczała:
-pogotowie!... zamknąć ją!... zamknąć!... - sapała- policja!... wariatka!
Mąż chwycił nóż i rozciął szalik. Rzuciła się na niego z pięściami.
-Tak!- krzyczała teściowa- to wszystko twoja wina!... Ty nieuku, nawet studiów nie skończyłaś!...
-bo się rozchorowałam- odpowiedziała w myśli- i jeszcze bardziej się rozpłakała.
-Mój syn... to byłby... sto razy lepszy od Ciebie, lepiej by mu się powodziło, gdyby...
-gdyby skończył gimnazjum- odpowiedziała w myśli... nie śmiała nic powiedzieć głośno.
-On taki dobry...
-gdyby tylko cię nie bił...- myśli jej krzyczały. Nie odważyła się wypowiedzieć ani jednego słowa.
A głośno:
-zabiję się, będziecie mieli wreszcie spokój!... krzyczała
fot.K. Fechner |
A przecież ją Bóg obdarzył wieloma talentami.
Zdała maturę celująco, dostała się na studia, ale coś lub ktoś kierował jej myślami, zakradał się do jej umysłu i z nim tańczyła swój taniec na linie. Balansowały jej myśli, biegły w różne strony, mieszały się jak paleta barw na czystej kartce papieru. W końcu ktoś lub coś zaczęło ją prześladować, podsłuchiwać i mówić:” zrób to, nie ukryjesz się przede mną, ja wszystko widzę, widzę Ciebie, znam każdą Twoją myśl. Nie ukryjesz się”
A potem te jej diabły zaczęły zmieniać swoje twarze,
z pięknych w stare, wykrzywione w bólu, pomarszczone
i papierowe. Te głowy diabelskie, każda inna i jedna w wielu postaciach. To było w czasie studiów a teraz przywykła do swojej choroby, leki i terapia pozwoliły trzymać ją w stanie równowagi, gdyby nie to, że nikt z jej najbliższych nie potrafił jej przytulić do serca i pokochać razem z chorobą. Za to jeden lęk w nich tkwił, bo nie rozumieli jej żalu. Ona, czując się gorsza przepraszała stale wszystkich, a gdy sama czuła, że już za dużo pokornej pokory- wybuchała niepowstrzymaną złością na samą siebie. A oni zaraz do szpitala i zamknąć. Ile razy była w szpitalu? Tego sama nawet nie wie, bo każda niezgoda w małżeństwie i rodzinie kończyła się: krzykiem, strachem, policją, karetką, szpitalem... potem długi czas alienacji od środowiska i powrót na łono rodziny.
Mąż zadowolony, że żona zdrowa bo pobyła w szpitalu, ona myśli, że jest tak chora, że musi tam trafiać przy każdej sprzeczce domowej.
I tak w tym kole obłędu zapomniała kim jest, czego pragnie, kogo kocha i czy jest kochana.
A wszyscy wokół przerażeni strachem zapomnieli, że wystarczy serce otworzyć i kochać.
Zdała maturę celująco, dostała się na studia, ale coś lub ktoś kierował jej myślami, zakradał się do jej umysłu i z nim tańczyła swój taniec na linie. Balansowały jej myśli, biegły w różne strony, mieszały się jak paleta barw na czystej kartce papieru. W końcu ktoś lub coś zaczęło ją prześladować, podsłuchiwać i mówić:” zrób to, nie ukryjesz się przede mną, ja wszystko widzę, widzę Ciebie, znam każdą Twoją myśl. Nie ukryjesz się”
A potem te jej diabły zaczęły zmieniać swoje twarze,
z pięknych w stare, wykrzywione w bólu, pomarszczone
i papierowe. Te głowy diabelskie, każda inna i jedna w wielu postaciach. To było w czasie studiów a teraz przywykła do swojej choroby, leki i terapia pozwoliły trzymać ją w stanie równowagi, gdyby nie to, że nikt z jej najbliższych nie potrafił jej przytulić do serca i pokochać razem z chorobą. Za to jeden lęk w nich tkwił, bo nie rozumieli jej żalu. Ona, czując się gorsza przepraszała stale wszystkich, a gdy sama czuła, że już za dużo pokornej pokory- wybuchała niepowstrzymaną złością na samą siebie. A oni zaraz do szpitala i zamknąć. Ile razy była w szpitalu? Tego sama nawet nie wie, bo każda niezgoda w małżeństwie i rodzinie kończyła się: krzykiem, strachem, policją, karetką, szpitalem... potem długi czas alienacji od środowiska i powrót na łono rodziny.
Mąż zadowolony, że żona zdrowa bo pobyła w szpitalu, ona myśli, że jest tak chora, że musi tam trafiać przy każdej sprzeczce domowej.
I tak w tym kole obłędu zapomniała kim jest, czego pragnie, kogo kocha i czy jest kochana.
A wszyscy wokół przerażeni strachem zapomnieli, że wystarczy serce otworzyć i kochać.
Belka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)