wtorek, 20 listopada 2012

„Proponuję...”

                    Proponuję obrazić się na swoją chorobę, zostawić ją daleko za sobą, odstawić jak czasami leki odstawiamy, czy pociąg na boczny tor. Zapomnieć o niej. Z chorobą psychiczną można żyć. Sprawdziłam to na sobie. Nie można jednak pozwolić, by nami władała jak zły szeląg i niszczyła nas od środka. Problem osób leczących się psychiatrycznie jest taki, że boją się odrzucenia rodziny, odrzucenia społecznego. Nie przyznają się do choroby z tego właśnie powodu. Jest to dramat leczących się psychiatrycznie.Żyją swoją chorobą, ukrywają ją skrzętnie w sobie, żyją tym ukrywaniem się. To włada ich życiem. Zadają kłam sobie i otoczeniu. Sami się chowają i ukrywają. Dbają tylko o kontakt z ludźmi, jak sami mówią z branży.Unikają kontaktu z rodziną , z innymi.            Czy zrozumiałe? Biorąc pod uwagę, że społeczeństwo boi się osób leczących się psychiatrycznie, uważając ich za dziwaków, morderców i wykolejeńców emocjonalnych, powoduje, że pogłębia strach leczących się przed wyjściem w świat, do ludzi. Nie mam pojęcia co zrobić, by przekonać wszystkich leczących się, że taka choroba to nie koniec świata. Ode mnie odsunęła się prawie cała rodzina.       Jest to przykre ale to świadczy tylko o stereotypie myślowym mojej rodziny, która jest częścią rzekomo zdrowego społeczeństwa. A przecież to często rodzina właśnie doprowadza nas do takiej choroby. Oczywiście nie każdego i nie w każdym przypadku, ale patrząc na chorych, z którymi mam duży kontakt to właśnie tak się dzieje. My chorzy cierpimy z powodu własnej nadwrażliwości, boli nas dusza i serce. Czujemy bardziej, niż by mogło się wydawać. Jesteśmy mniej odporni na niepowodzenia. Przejmujemy się bardzo losem innych, utożsamiamy się z cierpieniem. Nosimy   w sobie lęki i bierzemy na siebie przewinienia innych. Dlaczego tak okrutnie karzemy się? Dlaczego? Nie jest nam obojętny los innych tylko myśląc, że gdy będziemy cierpieć zbawimy duszyczki. A to właśnie tak nie jest. Gdy wyhamujemy, wyjdziemy z siebie, spojrzymy z boku na siebie, przyjrzymy się własnym słabościom, to jest szansa, że uzdrowimy siebie i choroba odejdzie w cień, i przestaniemy ją dźwigać na plecach jak ciężki plecak, gdy idziemy na wycieczkę w góry. Jest szansa dla wszystkich leczących się- zaakceptować siebie w chorobie. Moim zdaniem i pisałam już o tym kiedyś, choroba jest po to, by zrozumieć siebie. To nie jest przekleństwo, to nie jest demon czy diabeł, niech każdy mówi jak chce.Tylko pogodzenie się z nią daje szanse na życie zdrowe,o paradoksie w chorobie i z chorobą.Co mogę powiedzieć o sobie? Otóż, pogodziłam się z faktem, że trzeba mi łykać tabletki do końca życia, ale czy przez to moje życie się skończyło? Nie. W przeszłości doszłam do takiej degradacji duszy i serca, że mój organizm, moja psychika powiedziała STOP! Dalej już NIE. Zatrzymaj się i popatrz na siebie, Co robisz? Krzywdzisz tylko siebie i trafiłam do szpitala. Nigdy choroba moja nie powodowała, że rezygnowałam z życia. Wychowałam dzieci        i jestem z siebie dumna, w dalszym ciągu pracuję i żyję, przyznając wszem i wobec, że jestem WARIATKA. Biorąc pod uwagę, że jawnie żyję, to dla niektórych jestem wariatka. Kto przyznaje się do choroby psychicznej tak otwarcie? - Ja. I pragnę zwrócić uwagę wszystkim leczącym się, że to żaden wstyd. Fakt, odsuwają się niektórzy od nas, ale zyskujemy innych, tych prawdziwych przyjaciół. A ukrywając się z chorobą to i tak jesteśmy sami z problemem i tak. A przyznając się do choroby to jest tak, jakbyśmy przyznawali się sami do siebie. Czy to jest źle? No przecież bardzo dobrze. Nie wymaga to wielkiego poświęcenia z naszej strony, a przynajmniej dowiemy się jakich mamy przyjaciół   i rodzinę. Wiecie co? Zaskoczyłoby by Was jak wielu macie przyjaciół i nie tylko z branży. I tak jesteście samotni z własną tajemnicą i tak. Czy nie warto zaryzykować i wyjść z problemem do ludzi? Czeka wśród nich sporo przyjaciół. Wśród moich znajomych nikt mi nie przypomina o mojej chorobie, nikt o niej nie pamięta. Może dlatego, że odstawiłam ją na boczny tor    i żyję. Już teraz nawet nikt nie pyta czy biorę tabletki. Kochani, biorę i dlatego nie „świruję”. Stan „ świrowania” to też nie powód do wstydu. No tak to już jest. Taka przypadłość i koniec. Ale jest stan zdrowia i na tym trzeba się opierać i polegać.
ELŻBIETA ŻŁOBICKA - pomysłodawczyni projektu 

1 komentarz:

To nie cenzura, ale ochrona przed Hejterami.
Komentarz widoczny po zatwierdzeniu :)